Drukuj

Wspominałam kiedyś na forum, że zdecydowałam się zostać Latarnikiem. Ba, nawet przekonałam do idei męża (co, nawiasem mówiąc, jako Latarnikowi dobrze mi wróży...). Zapisaliśmy się na dwudniowe szkolenie, które odbyło się w dniach 16-17 sierpnia w pobliżu pięknej elektrowni wodnej w Dychowie. Więcej o samym projekcie możecie poczytać TUTAJ, ale pozwólcie, że trochę Wam o tym opowiem. I o tym, dlaczego mimo wielu dodatkowych zajęć zdecydowałam się zostać wolontariuszem (tak między nami, niedawno ktoś mnie spytał ile osób używa mojego nicka i tożsamości, bo przecież to niemożliwe, żeby to była jedna osoba - też się czasem dziwię).


 

Nie mam pojęcia, jak poradziłabym sobie dzisiaj bez internetu. To chyba najszybszy sposób na sprawdzenie jakiejś potrzebnej informacji, nie mówiąc o robieniu zakupów czy opłacaniu rachunków, nawiązywaniu kontaktów czy ich utrzymywaniu z rodziną i znajomymi oddalonymi o wiele kilometrów - zresztą, sami wiecie, bo przecież korzystacie. Z przeprowadzonych badań wynika, że prawie 10 milionów Polaków w wieku 50+ nie korzysta z tych możliwości. Ja patrzę na to tak: 10 milionów osób, z którymi nie można się szybko skomunikować. Wiele osób, które można przekonać, że potrafią się tego nauczyć i są w stanie nadążyć.

Ale nie tylko tym się kierowałam podejmując decyzję, która będzie wymagała poświęcenia jakiejś części mojego czasu. Zainteresowało mnie coś innego. Ponieważ jest to fantastyczna okazja, aby poznać lepiej ludzi z mojego otoczenia - mam na myśli ludzi mieszkający w mojej miejscowości. Chętnie podzielę się z nimi wiedzą na temat możliwości komputera i internetu, oczywiście jeśli będą chcieli, nic na siłę... Ale przekonać ich będę się starać na pewno.

Jeszcze niedawno internet w domu to była niemal fanaberia. Dzisiaj jest to codzienność i wszystko zmierza ku temu, że ludziom, którzy nie chcą podłączyć się do sieci będzie coraz trudniej. Będą coraz bardziej wykluczeni. Chyba dlatego sam program się nazywa: "Polska cyfrowa równych szans".

Samo szkolenie było bardzo profesjonalnie przygotowane i było to tzw. "szkolenie miękkie" - sporo było o komunikacji (która generalnie w urzędach kuleje, o czym nie raz pisałam), o relacjach między ludźmi. Również dlatego Was zachęcam - bo w zamian jest okazja nabyć umiejętności które przydadzą się i w pracy zawodowej. A co mnie w tym programie zachwyciło?

Jeśli Latarnik nie zamierza ubiegać się o granty (czyli nie będzie dostawał kasy), nie musi niczego dokumentować. Sposób jego pracy jest zupełnie dowolny - może pracować z grupką osób, może z jedną. Może robić spotkania kilka razy albo raz w jakimś okresie czasu. Może wcale nie robić spotkań. Może pracować sam albo z innymi Latarnikami. Może przysyłać jakieś informacje ze swojej pracy ale nie musi. Jeśli zrezygnuje, nikt go ścigał nie będzie. Może uznacie, że to dziwne, ale dla mnie "można coś zrobić i nie trzeba papierów" brzmi bardzo atrakcyjnie...

Poza tym ja poszłam chyba za daleko w drugą stronę. Dla mnie to będzie okazja, żeby nawiązać prawdziwe (bo "dzień dobry" trudno uznać za relację) relacje z ludźmi z mojej miejsowości. Więc ja im pokażę świat cyfrowy, a oni mnie trochę "odwirtualizują".

Miałam też okazję poznać na szkoleniu takich samych wariatów jak ja - którzy są skłonni poświęcić swój prywatny czas innym zupełnie bezinteresownie. I jeszcze jedno - mam też nadzieję, że angażując się w to przedsięwzięcie w jakiś sposób w lokalnej społeczności przy okazji mogę zmienić wizerunek urzędnika na bardziej przyjazny. Może się uda. Kropla przecież drąży skałę, a nic samo się nie zrobi...