...na froncie KAS?

ProfileProjektu ustawy o KAS nadal nie ma, przesunięty na lipiec termin wejścia w życie zupełnie innej w tej materii ustawy - o Administracji Podatkowej nadal w mocy, za to dziś w DGP padła zapowiedź wycofania się MF z pomysłu jednoinstancyjnego postępowania. Tzn. od wydanej decyzji ma służyć odwołanie, tyle że nie do DIS (dyrektora izby skarbowej) a do tego organu, który decyzję wydał, czyli NUS albo DUKS. Jak czytamy w artykule:
Od decyzji wydanej przez naczelnika takiego urzędu będzie przysługiwało do niego odwołanie (niedewolutywne). Dopiero po wydaniu przez niego ostatecznej decyzji podatnik będzie mógł ją zaskarżyć do sądu administracyjnego – wyjaśniło MF.
Gdzieś tam między wierszami jeszcze wcześniej się plątało, że nie wszystkich rozstrzygnięć miał ten brak dwuinstancyjności dotyczyć. Zastanawiałam się np. nad zażaleniem na postanowienie w sprawie zaliczenia wpłaty. Postępowanie podatkowe przecież to nie jest, a i kwota sporna (zazwyczaj chodzi o odsetki) w ogromnej większości przypadków na kolana nie powala. Podatnik miałby iść z tym do sądu? Ale to takie gdybanie z mojej strony, bo w samym projekcie z lutego mowa była właściwie tylko o decyzjach pokontrolnych, więc postanowienie się nie łapie.
Związkowcy piszą, że rozpoczął pracę Zespół Rady Dialogu Społecznego ds. KAS - notatka uboga, bo członkowie Zespołu nie otrzymali projektów dokumentów. Tymczasem na stronie podatki.biz.pl pojawiła się odpowiedź min. Banasia na interpelację posła Norberta Obryckiego - interpelacja dotyczyła dualizmu w zakresie kontroli podatkowej i postępowania podatkowego. Czytamy tam m. in.:

Kontrola celno-skarbowa powstanie poprzez unifikację kontroli skarbowej i kontroli wykonywanej przez Służbę Celną. Jej głównym zadaniem będzie wykrywanie i zwalczanie nieprawidłowości na wielką skalę w sytuacjach, gdy rozmiary, złożoność i stopień oddziaływania występujących uchybień w sposób istotny wpływają na system bezpieczeństwa finansowego państwa. Kontrola celno-skarbowa będzie przeprowadzana przez, wyodrębnioną w ramach Krajowej Administracji Skarbowej, Służbę Celno-Skarbową. Funkcjonariusze Służby Celno-Skarbowej wykonujący kontrolę celno-skarbową zostaną wyposażeni uprawnienia analogiczne do obecnie funkcjonujących w Służbie Celnej oraz kontroli skarbowej. Ponadto funkcjonariusze Służby Celno-Skarbowej będą realizować zadania i wykonywać czynności przypisane obecnie innym służbom, np. zadania kontrolne przy wykonywaniu czynności operacyjno-rozpoznawczych. Tym samym nastąpi rozszerzenie uprawnień, które będą miały przede wszystkim służyć zwalczaniu szarej strefy gospodarczej oraz skutecznemu ściganiu najpoważniejszych przestępstw o charakterze fiskalnym.

 Natomiast kontrola podatkowa, tak jak dotychczas, będzie prowadzona na podstawie obecnych przepisów ustawy – Ordynacja podatkowa. Kontrola podatkowa z założenia jest przeznaczona dla uczciwych podatników i ma być ukierunkowana na pomoc w prawidłowym wykonywaniu obowiązków podatkowych. Kontrola podatkowa oraz uprawnienia organów podatkowych pozostają bez zmian.

A skoro mowa o tym, warto wspomnieć, że 29 kwietnia Sejm przyjął projekt ustawy o szczególnych zasadach wykonywania niektórych zadań z zakresu informatyzacji działalności organów administracji podatkowej, Służby Celnej i kontroli skarbowej (czyli: spółka celowa - spółka prawa handlowego). Tekst przyjęty przez Sejm znajdziecie TUTAJ. Tego samego dnia projekt został przekazany Marszałkowi Senatu.

Na stronie e-podatki.dashofer.pl pojawiła się natomiast relacja z debaty PAP. Sami ją poczytajcie, mnie uderzyło ostatnie zdanie:

Mec. Matyka zwrócił uwagę, że urzędy skarbowe są teraz nawet w małych miejscowościach, gdzie - jak powiedział - „nie zawsze mają kompetencje do kontrolowania dużych podatników z ich terenu działania”.

Powiem tak: urzędy skarbowe w małych miejscowościach powstały dlatego, żeby były bliżej podatników. Tzn. żeby podatnik nie musiał ganiać 100 km w jedną stronę aby załatwić swoją sprawę. Urzędy nie istnieją tylko po to, żeby prowadzić kontrole... Kwestię kompetencji należałoby rozpatrywać w połączeniu z kilkuletnią polityką płacową wobec pracowników. Zresztą, znam ludzi z różnych urzędów, z małych też - i bywa, że ich kompetencje wcale nie są gorsze niż tych z dużych jednostek. Inna rzecz, że zupełnie inaczej wygląda praca w małej, a całkiem inaczej w dużej jednostce. I nie chodzi mi o kompetencje, bo o tym napisałam przed chwilą, tylko o to, że stale spotykam się z całkowitym brakiem zrozumienia dla specyfiki takiego dużego urzędu - choćby kwestia rozmiarów baz danych i czasu wykonywania na nich zapytań, liczby przetwarzanych dokumentów i czasu potrzebnego na ich przetworzenie (pamiętajmy, że baza jest zatkana wcześniej wspomnianymi zapytaniami, więc nie działa tak szybko jak mogłaby działać) albo całkowitej niemożności wybierania danych ręcznie - ze względu na skalę. Cały czas plączą mi się plotki o likwidacji części urzędów - a w tym kontekście powyższe stwierdzenie pana mecenasa brzmi co najmniej groźnie. Tylko że - wracając do niezrozumienia - jeśli te plotki mają jakieś podstawy, to raczej pozostaną jednostki duże, a mniejsze może będą łączone w większe. A to by znaczyło, że małych baz danych nie będzie i może warto robiąc cokolwiek dziś na przyszłość - mieć na uwadze specyfikę tych dużych. Bo jak jest budowane w oparciu o doświadczenia w małych, to sorry - ale w dużych mało prawdopodobne, że w ogóle zadziała.

Wracając jednak do plotek o likwidacji małych urzędów, skojarzyło mi się ekonomicznie - może nie na temat, bo znów trochę o TTIP (choć nie tylko) - świetny wywiad z Marią Świetlik pt. "Prawo do żywności", opublikowany w miesięczniku ZNAK. Bardzo konkretnie, bardzo rzeczowo i bardzo obrazowo o tym, co się dzieje z naszym światem. Fragment z wywiadu:

Wyobraźmy sobie taką sytuację: w naszym mieście znajduje się fabryka, której właściciele decydują się przenieść produkcję do innego kraju, bo tam koszty pracy są niższe, a wskutek utworzenia strefy wolnego handlu nie będą musieli płacić wysokich ceł za przywiezienie gotowych towarów z powrotem do Polski. Z punktu widzenia handlu jest to świetne rozwiązanie, bo znacząco rosną obroty. Z punktu widzenia właścicieli i kadry zarządzającej fabryki pomysł też doskonale się sprawdza, bo dzięki obcięciu kosztów mają wyższe zyski. Tylko co się stanie z pracownikami fabryki, naszymi sąsiadami? Stracą pracę, bezrobocie w regionie wzrośnie, płace się obniżą, z budżetu trzeba będzie pokryć koszty przekwalifikowania tych osób i zasiłków dla nich. Inne firmy, które działały dzięki temu, że pracownice fabryki nabywały u nich towary i usługi – bary, sklepy, zakłady fryzjerskie, warsztaty samochodowe – również stracą klientów i podupadną. Lokalny budżet bez wpływów z podatków od robotników nie będzie w stanie finansować szkół, nie mówiąc o inwestowaniu w rozwój. To się dzieje naprawdę. Wystarczy wyściubić nos z Warszawy, by zobaczyć, jak wygląda sytuacja w byłych miastach wojewódzkich, z których firmy przeniosły się do Specjalnych Stref Ekonomicznych.

To sama prawda. Jestem z takiego miasta. I codziennie patrzę, jak ono powoli gaśnie. A dla małych powiatowych miasteczek taki urząd skarbowy jest jednym z większych (a bywa, że największym) pracodawców...

Joomla templates by a4joomla