...nie "iżajmy!"

Profile

Przedstawiam Wam doktora Tomasza Piekota, który niczym rycerz w śpiącym królestwie walczy z rozrastającymi się wciąż ciernistymi krzewami. W tym przypadku – krzewami niezrozumiałego języka.

TU TROCHĘ WIĘCEJ

RED: Jak Pan myśli, z czego to wynika, że urzędnicy piszą tak jak piszą? 

Dr Tomasz Piekot: Na jakość polskiego stylu urzędowego wpływa wiele czynników. Spróbuję omówić najważniejsze:

1) EFEKT COPYPASTY 

Teksty urzędowe to tzw. teksty zależne – zależne od tekstów prawniczych i prawnych. Zwłaszcza język prawniczy jest bardzo trudny, rozwlekły i podniosły. Urzędnicy boją się parafrazy, streszczania czy tłumaczenia własnymi słowami i wolą trudne zapisy kopiować.  Często robią to, nie sygnalizując cytowania. Niestety, teksty takie są niespójne stylistycznie i miejscami – bardzo trudne. A dla niewtajemniczonych czytelników problemem może być nawet ustalenie końca tytułu rozporządzenia czy ustawy, jeśli autor umieści go w środku zdania i nie oznaczy cudzysłowem czy kursywą.

2) EFEKT UKRYTEGO CZYTELNIKA

Na szkoleniach urzędnicy powtarzają nam często, że każdy ich tekst do obywatela ma drugiego, ukrytego czytelnika. Jest nim ich szef/szefowa. Efekt ten działa tak, że autor myśli głównie o tym, jak jego tekst oceni zwierzchnik, a nie – jak zrozumie go obywatel. A że zwierzchnik jest specjalistą o pewnym nawyku, tekst staje się bardzo trudny.  Mam wrażenie, że jest to praktykowane zwłaszcza w polskim sądownictwie. Młodzi sędziowie mogą używać trudnego języka w uzasadnieniach wyroków, aby budować swój wizerunek „gotowych na wszystko” – także na awans czy na trudniejsze sprawy.

3) EFEKT FALI

W polskich urzędach zauważamy też efekt wojskowego rytuału: fali.  Mam wrażenie, że urzędnicy z krótszym stażem piszą zwykle bardziej „prosto po polsku” niż starsi koledzy. Radzą sobie też dobrze z ogólnymi zasadami etykiety w korespondencji i poprawności językowej (przecież zwykle skończyli studia humanistyczne lub społeczne). Niestety, przez kilka tygodni czy miesięcy – jako autorzy tekstów – poddawani są presji i cenzurze, która przypomina rytuał przejścia. Współpracownicy poprawiają ich teksty aż do momentu, gdy ich autorzy nauczą się pisać " jak trzeba". 

4) WILCZE DOŁY HISTORII

Wydaje mi się jednak, że największy wpływ na polski język urzędowy miała nasza trudna historia. Rozbiory szybko powstrzymały naturalny rozwój polskiego stylu urzędowego. W zaborach panowały trzy różne systemy prawne i trzy różne języki urzędowe. Językoznawcy sądzą zresztą, że największy wpływ na polszczyznę urzędową miał język niemiecki (zaboru austriackiego), ponieważ tylko w tym zaborze Polacy mogli pracować w urzędach, znali język urzędowy Austrii i ten język – po odzyskaniu niepodległości – dość wiernie tłumaczyli. II RP trwała, niestety, zbyt krótko, by wrócił naturalny rozwój polskiego języka urzędowego nowych czasów. Później mieliśmy PRL, czyli władzę, której nie zależało na przyjaznym traktowaniu obywatela, a tym bardziej na brataniu się obywatela z urzędnikiem. W tę pułapkę historii wpadły po roku 1989 firmy, które zaczęły naśladować ten nasz nieprzyjazny styl formalny w komunikacji komercyjnej. O ile więc w dużym stopniu udało się oczyścili język urzędowy z zapożyczeń i naleciałości niemieckich (w mniejszym stopniu - rosyjskich), o tyle nie zwracaliśmy dotąd uwagi na mentalność czy kulturę organizacji, która za tym językiem się kryje. A jest to – powiem to mocno - mentalność kolonialna, mentalność nieprzyjaznej władzy; władzy regulacyjnej, kontrolującej, zastraszającej, degradującej. Teksty urzędowe są więc nie tylko trudne, "do uproszczenia", ale także (a może i przede wszystkim) zbyt mało relacyjne, oschłe, onieśmielające, a nawet nieszczere. Język taki jest dobrym rekwizytem służącym do budowania autorytetu, a nie świadczenia obywatelowi usług. Zamiast pisać, że „na podatniku ciąży obowiązek zrobienia czego”, możemy przecież powiedzieć, że „musi / powinna Pani zrobić to i to”.

5) ANACHRONICZNE KONWENCJE

Mam tu na myśli sytuację, w której język i konwencje organizacji tekstów urzędowych coraz mniej przystają do naszych czasów. Są zbyt długie, przeładowane zarówno treścią, jak i "zapełniaczami" – pustymi zwrotami pozbawionymi informacji. Nasze pisma zaczynają się zwykle od przytoczenia podstaw prawnych lub streszczenia informacji o wcześniejszej korespondencji. A powinny zaczynać się od głównej myśli w sytuacji tu i teraz.

Niestety, rzeczywistość bardzo przyspieszyła i ten elitarny styl pisania nie nadąża za rytmem dzisiejszego życia i nowym nawykom zabieganych obywateli. Obywateli, których głowy są zalewane informacjami, czytanymi powierzchniowo i w biegu, często na małych ekranach i w miejscach do czytania nieprzeznaczonych (metro, kolejka w sklepie, nudne spotkanie w pracy). 

Jak Pani widzi, to jest bardzo złożona materia. Najważniejszy jest moim zdaniem nowy kontekst cywilizacyjny (nadmiar informacji i brak czasu na czytanie) i historyczny (nieprzychylna społeczeństwu władza). Reszta jest mniej ważna, bo wiąże się z kulturą organizacji i panującymi w niej nawykami.

RED: Czy to nie jest tak, że posługując się tym niezrozumiałym językiem - jako urzędnicy - sami sobie też utrudniamy życie? 

T. P.Trochę tak jest, choć tradycyjny styl urzędowy jest jak szablon, czyli autorzy używają go bez wysiłku. O utrudnieniu życia można jednak faktycznie mówić z trzech powodów. Po pierwsze - po złych tekstach sprawy do urzędników wracają (w postaci pism, telefonów lub wizyt obywateli). Po drugie - po złych tekstach państwo może tracić pieniądze - dotyczy to zwłaszcza pism typu "przeczytaj i zapłać". Trudna forma może wywołać efekt "odłożę na później". Po trzecie wreszcie - po złych tekstach urząd traci twarz, szacunek czy dobry wizerunek i może stać się powodem frustracji lub obiektem niechęci. A przecież państwo nie powinno nas do siebie zniechęcać.

Instytucje powinny do nas mówić tak, byśmy nie tracili czasu, pieniędzy lub pewności siebie.

RED: Co by Pan radził komuś, kto redaguje urzędowe pismo (pod kątem weryfikacji jego zrozumiałości)? :

Dla autorów tekstów urzędowych miałbym 5 wskazówek na początek:

1.      Bądź przewodnikiem po tekście – zostaw czytelnikowi nawigację. Najlepiej nad każdym akapitem z wyjątkiem pierwszego umieść streszczający śródtytuł (np. Ustalenia, Następne kroki, Konsekwencje prawne, Co powinna Pani zrobić?, Pomocne wskazówki).

2.      Nie lękaj się podmiotów (gramatycznych) – w życiu nic samo się nie robi (z wyjątkiem pociągów, które same podstawiają się na perony). Jeśli coś robi urząd, niech będzie podmiotem tego zdania, jeśli coś ma zrobić obywatel – podobnie.

3.      Nie pusz się – unikają „sygnałów podniosłości”. Nie „iżaj” w każdym zdaniu (iż to wyraz rzadki i książkowy). Pisz  „mieć” zamiast „posiadać”, „wpłacać” – zamiast „dokonywać wpłat” itp. Zapomnij o zmysłowych i uwodzicielskich słowach typu „pragniemy”, „ufamy” – urzędowi one nie przystoją.

4.      Każdy akapit zaczynaj od sedna – nie spychaj ważnych informacji pisaniem o pisaniu (uprzejmie informuję, pragnę nadmienić, wobec powyższego).

5.      Panuj i Paniuj, a kiedy trzeba i Tykaj – jak najczęściej zwracaj się do czytelnika bezpośrednio (przesyłam Panu listę dokumentów, o którą Pan prosił). Jak najczęściej – czyli najlepiej w każdym wersie tekstu.

6.      O swojej instytucji pisz per „my” – pokazuj, żeście grupą profesjonalistów i przyjaznych ekspertów, a nie abstrakcyjną instytucją.

RED: Na konferencji w KPRM pod koniec tamtego roku padły dwie propozycje rozwiązania problemu: ustawa lub przygotowanie procedur, jak do certyfikatu ISO. Która opcja byłaby lepsza Pana zdaniem - i dlaczego? 

T. P. Jestem przeciwnikiem ustawy o prostym języku. Powinniśmy w Polsce pracować nad motywacją urzędów i firm do zmiany języka, a nie dodawać osobom, które tam pracują, kolejnych obowiązków. Ustawa urzędników może tylko zniechęcić. Jestem pewien, że można to zrobić na niższym poziomie regulacji. Ruch prostego języka powinien być w Polsce ruchem oddolnym, inspiracyjnym, otwartym.

RED: Czy istnieją jakieś oficjalne "punkty wsparcia" dla urzędników w zakresie stosowania poprawnej polszczyzny (nie wiem, poradnie, możliwość konsultacji itp.)? 

T. P. Oczywiście, istnieją poradnie telefoniczne i internetowe na każdej uczelni polonistycznej. Niestety, we Wrocławiu prace poradni zostały zawieszone po kilkudziesięciu latach działalności. Nasza pracownia utrzymuje też dość silny kontakt z uczestnikami naszych szkoleń (często do nas piszą lub dzwonią z prośbą o radę).

RED: Dziękuję za rozmowę.

Polecam również zapis wystąpienia Tomasza Piekota „Cezar czy Hamlet? Jak pisać do obywatela” na konferencji zorganizowanej przez COI: „Państwo Usługowe”

A tu strona Pracowni: http://ppp.uni.wroc.pl/

 

Joomla templates by a4joomla