w administracji

Profile

Wczoraj w Programie Trzecim Polskiego Radia miała miejsce ciekawa dyskusja na temat zarobków urzędników i polityków. Wg mnie byłaby ciekawsza, gdyby podmiotem dyskusji była mniejsza grupa. Nie można wrzucać do jednego worka polityków, posłów, urzędników - ba: nie można mówić w ten sam sposób o zarobkach w urzędach centralnych i w terenie.

Audycji posłuchajcie sobie sami – link do strony znajdziecie TUTAJ (z boku linkowanego artykułu, po lewej stronie, pod ikonami Facebooka, Twittera i paru innych mediów społecznościowych jest umieszczony plik audio z zapisem programu).

Z jednej strony da się zauważyć w kilku wypowiedziach coś, co jeszcze parę lat temu było rzadkością: osoby z zewnątrz same rozgraniczają polityków od administracji. Ludzie zaczęli zauważać różnicę. To dobrze.

Z drugiej strony znów padają argumenty o nadmiernej biurokracji, o niskich kwalifikacjach. Może ujmijmy to tak: ktoś ma doświadczenie, wiedzę, kwalifikacje i motywację do pracy. Od wielu lat wiele tematów ogarniał sam. I nagle odchodzi (z różnych przyczyn: ma dość, jest okazja do zmiany, a czuje się wypalony albo po prostu dostaje znacznie lepszą propozycję) – i nagle okazuje się, że nie ma takiej opcji żeby tę osobę ktoś jeden zastąpił we wszystkim co robiła sama. Ktoś przychodzi w jej miejsce, ale trzeba wszystko przeorganizować i pracę podzielić w zupełnie inny sposób. A jeśli nie znajdzie się nikt kto ogarnie choć część – to wtedy co?

Myślę, że koncepcję taniego państwa przećwiczyliśmy już dość dokładnie. Największą bolączką są pieniądze – to niewątpliwie, ale nie tylko. System motywacyjny, ten poza pieniędzmi też pozostawia sporo do życzenia.

W trakcie audycji padło takie stwierdzenie, że praca powinna być wyceniana wg wartości. I wszystko ok, tylko jest jedno ale: przez wartościowanie przechodziliśmy wielokrotnie. I nigdy nie spełniło ono swojej roli. Przeciwnie, za każdym razem kończyło się niepotrzebnym podgrzaniem atmosfery pracy i to był właściwie jedyny efekt. W opisie stanowiska pracy z tego co kojarzę był taki punkt, gdzie wskazywało się na ilu stanowiskach wykonuje się podobną pracę. Moim zdaniem unikalność pewnych kwalifikacji (które powinny znaleźć się w wymaganiach – i nie przekonuje mnie argument, że „nikogo z takimi wymaganiami nie znajdziemy jak przyjdzie do rekrutacji”. Bo, jak mówi przysłowie – widziały gały co brały. Minimum wymagasz, minimum dostajesz. I wszelakie pretensje, że pracownik czegoś nie umie co robił poprzedni można sobie pod tramwaj podłożyć, bo w opisie stanowiska ich NIE MA) powinna być punktowana wysoko. Powinniśmy zadać sobie pytanie, ile czasu potrzeba, żeby przyuczyć kogoś innego aby odchodzącego zastąpić? Bo to jest miara, która wskazuje na stopień skomplikowania wykonywanych zadań. Najprostsza miara. Tymczasem, wbrew temu co jest w Standardach ZZL – administracja nie dba o fachowców.

Są ludzie, których motywuje kasa (oczywiście, dotyczy to wszystkich którzy są na samym dole piramidy Masłowa – tu się kłania instynkt samozachowawczy, tj. chodzi o to, żeby w ogóle przeżyć). Są tacy, którzy marzą o funkcjach kierowniczych, z czasem obejmujących coraz szerszy zasięg. Innych intrygują ciekawe zagadnienia, możliwości innowacji, sposoby rozwiązywania problemów. Ja należę do tej trzeciej grupy. Dlatego właśnie ciągle pakuję się w coś nowego, bo nie ma dla mnie nic gorszego niż rutyna.

Jak już kiedyś pisałam, oprócz czynników motywacyjnych są również te demotywujące – a te nawet bardziej wpływają na poziom motywacji, bo jest ich po prostu znacznie więcej. Każdego można zdemotywować, blokując mu źródło motywacji. Temu, kto potrzebuje pieniędzy nie trzeba ich zabierać, wystarczy nie dawać nic ponad (np. nagrody). I tak dalej.  

Proste?

Problem z administracją polega na tym, że wszystko się opisuje, ale niewiele przekłada z tego papieru na prawdziwe życie. Efekt jest taki, że o motywacji to możemy sobie najczęściej tylko poczytać. I tu znów moje ulubione zdanie z każdej afery w budżetówce: obojętnie, czy to służba zdrowia czy oświata czy jeszcze co innego.

W papierach wszystko było w porządku.

A wracając do audycji: padały też mniej więcej takie stwierdzenia:

To rynek reguluje jakie są wynagrodzenia. W administracji mamy problem z naborami, bo nie ma chętnych. Na posłów i senatorów zgłasza się więcej chętnych, jest popyt.

Wniosek jest prosty. Btw: Szary Skarbowiec podesłał mi ostatnio wymiatające ogłoszenie Ministerstwa Cyfryzacji:

 

Widuję je co jakiś czas na TT, więc poszukiwania trwają już dość długo. No cóż…

Administracja traci stabilność

Tak, pisałam o tym już kiedyś – stabilizacja to też czynnik motywujący. Aktualnie w zaniku.

Analizy są zlecane na zewnątrz. Łatwiej w budżecie znaleźć pensje urzędników niż wydatki na ekspertyzy.

Drodzy urzędnicy – nasze zamrożenie to nic innego jak kwestia PR… Pomijam już to, że generalnie kuleje nam w administracji umiejętność rozpoznawania kwalifikacji. Gwarantuję Wam, że w urzędach nie brakuje osób, które mogłyby takie analizy robić - żeby nie powiedzieć lepsze, bo znają otoczenie doskonale. No ale co biznes to biznes ;) Zdarza się (dla kontrastu), że za to przydziela się istotne zadania ludziom, którzy nie posiadają wystarczającej wiedzy żeby odpowiedzialność udźwignąć. A potem ktoś musi gasić pożar. I stąd może to wrażenie ciągłego łatania. Też macie takie odczucie?

W służbie publicznej nie można wiecznie pracować za darmo; entuzjazm się wypala.

Myślę, że wszyscy rozumiemy znaczenie służby. Ale jednak byłoby miło, gdyby rozumieli je również dostawcy prądu, gazu, wody, ciepła, łączności; gdybyśmy jako grupa zawodowa mieli w życiu uwzględniony fakt służby publicznej. Niestety, jeśli ktoś nie zapłaci rachunku, jak sądzę, pełnieniem służby publicznej się z tego nie wytłumaczy żeby zapobiec wizycie komornika czy odcięciu medium. Może znów wróćmy do piramidy Maslowa. Dopóki człowiek nie będzie w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb, nic innego go nie zmotywuje. I tak, wiem, były ostatnio jakieś rewelacje, że to niekoniecznie tak musi być. No więc przez moment może. Potem już nie. Proszę zrobić proste doświadczenie jeśli ktoś nie wierzy. Gwarantuję, że niepokój o przetrwanie zakłóci wszystko inne. Tak jesteśmy stworzeni - najważniejsze dla organizmu to przeżyć. A ponieważ człowiek ma wyobraźnię, nie oznacza to tylko przeżyć przez godzinę, ale i mieć perspektywę przeżycia w dłuższym czasie...

Ogólnie audycja ciekawa. Mimo wszystko myślę, że coś jednak w społecznej świadomości się zmienia. Tylko tak długo, jak na jednej półce będziemy stawiali polityków, bardzo wysokich urzędników, urzędy centralne, ministerstwa i urzędy w terenie – to zgody społecznej na wyższe wynagrodzenia nie będzie.

Aha – oczywiście, to nie są dosłowne cytaty, tylko ogólny sens wypowiedzi, więc nie wskazuję autorów. Bo chciałabym też, żebyście tego posłuchali sami.

Joomla templates by a4joomla