Jesień 1940 roku.

Minął rok działań wojennych. Oprawcy Polski w tym czasie realizują strategię sprowadzania roli Polaków do kategorii narodu bez przeszłości i bez przyszłości – bez znaczenia.

Rosja dokonawszy w kwietniu mordu katyńskiego amputowała elity polskie: pośród zgładzonych wojskowych, policjantów, pograniczników byli naukowcy, lekarze, inżynierowie, prawnicy, nauczyciele, urzędnicy państwowi, przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów. Na jesieni było już też po trzech deportacjach kilusettysięcy obywateli polskich na Syberię i do Kazachstanu. Bynajmniej nie prostego „ludu pracującego miast i wsi”. Sporą część wywożonych stanowili urzędnicy i ich rodziny.

Niemcy w owym czasie mieli skromniejsze sukcesy, choć zaczęli z przytupem aresztując w Krakowie w listopadzie 1939 roku ok. 170 profesorów, gł. UJ, a następnie wywożąc ich do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen (wielu z nich tego nie przeżyło). Ich plany były jednak bardziej wyrafinowane niż rosyjskie.

 

Kancelaria Rzeszy, 02.10.1940 r. Na poobiednim spotkaniu z Hansem Frankiem, Erichem Kochem, Baldurem von Schirach i Martinem Bormanem Adolf Hitler wyjaśnia swoje plany wobec Polaków.

Polacy – oznajmił – w całkowitym przeciwieństwie do naszych niemieckich robotników, są jakby umyślnie zrodzeni do ciężkiej pracy. Niemieckim robotnikom musimy dać każdą możliwość dalszego rozwoju; co do Polaków to dla nich nie ma mowy o żadnej poprawie. Przeciwnie: stopa życiowa w Polsce musi być utrzymywana na możliwie najniższym poziomie i nie można pozwolić na jej podniesienie... Generalną Gubernię musimy wykorzystać jedynie jako źródło niewykwalifikowanej pracy... Nie wolno nam zapominać, że polskie ziemiaństwo nie powinno dalej istnieć... Polacy będą mieli tylko jednego pana – Niemców... Dlatego wszystkich przedstawicieli polskiej inteligencji należy zgładzić... Polacy też na tym skorzystają, bo będziemy dbali o ich zdrowie i przypilnujemy, żeby nie pomarli z głodu, ale nigdy nie wolno im wznieść się o szczebel wyżej, bo wtedy staną się anarchistami i komunistami... Jeżeli Polacy podniosą się na wyższy stopień rozwoju, przestaną być tą siłą roboczą, której potrzebujemy... Najlichszy niemiecki robotnik i najlichszy niemiecki rolnik muszą zawsze ekonomicznie stać o dziesięć procent wyżej od każdego Polaka.”

 

Wiosna 2014 roku.

Niebawem minie 25 lat budowania wolnej, niepodległej, a zwłaszcza demokratycznej III RP. W czasie krótszym o niemal pięć lat II RP zdążyła odrodzić się po 123 latach niebytu jako w miarę sprawnie funkcjonujące państwo, pokonać Rosję, wybudować COP, Gdynię...

Nasze polityczne elity wyprzedały (sprywatyzowały) tymczasem niemal wszystkie coś znaczące przedsiębiorstwa, olśnione cudownymi receptami różnych finansistów, banków światowych. Z jaką radością np. Tadeusz Syryjczyk odliczał koniec Huty Sendzimira... a zwalniani ludzie? Tym się nikt nie przejmował – niewidzialna ręka wolnego rynku wszystko załatwi („Byliśmy głupi” prof. Marcin Król, GW 07.02.2014 r.).

Ale co tam, staliśmy się częścią wspólnej Europy. Prawie. Spośród wielu traktatów i umów międzynarodowych przyjęliśmy m.in. do stosowania postanowienia Europejskiej Karty Społecznej sporządzonej w Turynie w dniu 18.10.1961 r. (Dz. U. Z 1997 r. nr 8, poz. 67). No prawie. Występujący w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej Prezydent Aleksander Kwaśniewski i Minister MSZ Dariusz Rosati nie uznali za konieczne godzić się na ustęp pierwszy w art. 4, w myśl którego umawiające się państwo zobowiązuje się uznać prawo pracowników do takiego wynagrodzenia, które zapewni im i ich rodzinom godziwy poziom życia. Demokratycznie. Tak pewnie chciał Naród.

Budujemy stabilny kościec naszego państwa – sprawnie działającą administrację z jej urzędnikami tworzącymi korpus służby cywilnej. Wielką pomocą służą tu media (szczególnie niskie ukłony dla panów Radwana i Talkowskiego) no i oczywiście niezawodni politycy. Jednym z wymiernych efektów tych działań jest poziom przeciętnego wynagrodzenia szeregowego (bez kadry kierowniczej) członka ksc – niedorównujące zasiłkowi dla bezrobotnego niemieckiego niewykwalifikowanego robotnika.

I już niedługo pewnie pójdziemy na wojnę, tak wyczekiwaną w zgodnych jak nigdy i dumnych jak zawsze szeregach na Wiejskiej (cóż za trafna nazwa ulicy?).

O nie! Ja się nigdzie nie wybieram. Chociaż może do sklepu, zapasy zrobić, tylko gdzie? Może do tego nowego Kauflandu, co go postawili na miejscu dwóch hal fabrycznych, gdzie jeszcze pięć lat temu szła produkcja katalizatorów samochodowych?

Ale fakt, głodny nie jestem i na zdrowie też nie narzekam.

Joomla templates by a4joomla