Drukuj

Niekonserwowany Trybik

W lipcu tego roku minęło 5 lat od kiedy rozpocząłem pracę w korpusie służby cywilnej, w urzędzie powiatowej administracji zespolonej związanym ze służbami mundurowymi. Urząd w którym pracuję jest dosyć dużym, aczkolwiek specyficznym urzędem, gdzie korpus służby cywilnej stanowi około 10% wszystkich zatrudnionych. Piszę o tym dlatego, że taka sytuacja ma znaczący wpływ na większość aspektów mojej pracy, ale o tym później. Z początku towarzyszyła mi euforia, oto 2 tygodnie po ukończeniu studiów przystąpiłem do konkursu i zostałem zatrudniony na stanowisku wspomagającym w KSC. Już na studiach postawiłem sobie za cel znalezienie zatrudnienia w służbie cywilnej, a w późniejszym czasie uzyskanie mianowania. Nie przeszkadzał mi mnożnik 0,8 – wszak to pierwsza praca, nie mam jeszcze doświadczenia, później może być tylko lepiej…

Uważałem, że praca w służbie cywilnej to idealne rozwiązanie – zgodna z moim wykształceniem i zainteresowaniami, stabilna, dająca możliwości rozwoju (system szkoleń), a jeśli będę ambitny, będę się angażował w pracę i dokształcał, to z pewnością dostanę bardziej wymagające i rozwijające zadania, a może zmienię stanowisko lub awansuję.

Niestety rzeczywistość okazała się inna niż moje wyobrażenia.

Uważam, że poza stabilnością zatrudnienia i wynagrodzeniem wpływającym w terminie praca w służbie cywilnej nie daje mi wiele. W moim urzędzie mogę zapomnieć o możliwościach rozwoju czy awansu – co dla mnie jest chyba największym minusem tej pracy. Na wstępie wspomniałem, że jest to specyficzny urząd. Zacznę od tego, że bezpośrednimi przełożonymi dla członków KSC są funkcjonariusze, w zdecydowanej większości nie mieli oni w ręku ustawy o służbie cywilnej. Sam spotkałem się nawet z sytuacją kiedy jeden z nich nie wiedział czym jest służba cywilna (dla niego pani sprzątaczka również była „służbą cywilną”). Dodam, że stanowiska w służbie cywilnej to gównie stanowiska wspomagające, a większość stanowisk biurowych, w tym specjalistyczne i kierownicze, obsadzają funkcjonariusze (nawet w komórce kadrowej). W takiej sytuacji trudno o jakikolwiek awans, chyba, że z jednego stanowiska wspomagającego z mnożnikiem 1,0 na inne z takim samym, i to tylko w przypadku zwolnienia się jakiegoś etatu (których w KSC jest około 30).  Niedawno zgodnie z wymaganiami opracowany został w naszym urzędzie „Program zarządzania zasobami ludzkimi w służbie cywilnej”, jednak istnieje on tylko na papierze. Podobnie jak IPRZ i inne dokumenty. To tylko zbiory pobożnych życzeń, terminowo wypełniane i aktualizowane (o co dba komórka kadrowa), jednakże w praktyce nic dla pracowników nie wnoszące. Oczywiście realizacja założeń np. IPRZ ma się odbywać bezkosztowo. W rezultacie niemal wszyscy pracownicy „chcą się rozwijać na obecnym stanowisku pracy i poszerzać swoją wiedzę specjalistyczną, najlepiej w ramach samokształcenia”. Podobnie jest z systemem motywacyjnym, który w rzeczywistości nie funkcjonuje. Nagrody z funduszu nagród dzielone są po równo i pełnią rolę dodatku, który przy bardzo niskich wynagrodzeniach pozwala pracownikom na podreperowanie domowych budżetów.

Jeśli chodzi o satysfakcję z wykonywanej pracy to z całą stanowczością powiem: nie, nie odczuwam żadnej satysfakcji. W okresie zatrudnienia znacząco podniosłem swoje kwalifikacje poprzez udział w kursach, ukończyłem studia podyplomowe, od 2011 r. jestem urzędnikiem służby cywilnej i… nadal głównymi moimi obowiązkami są wpisywanie spraw do rejestru i obsługa interesantów. Od pięciu lat nie zmieniło się nic, przy czym nie chodzi mi o awanse czy podwyżki. Oczekiwałem powierzenia mi jakichkolwiek zadań, które odpowiadałyby moim kwalifikacjom i wymagałyby myślenia, choćby w niewielkim stopniu. Niestety wykonuję pracę odtwórczą, która – pomimo, że jest jej dużo – nie wymaga ode mnie kompletnie niczego.

W satysfakcji z pracy dużą rolę odgrywa również wysokość wynagrodzenia, które w moim przypadku (wynagrodzenie zasadnicze) nieuchronnie zbliża się do wysokości wynagrodzenia minimalnego. Gdyby nie dodatek służby cywilnej, z pewnością nie byłbym już członkiem KSC. Co ciekawe, ludziom, którzy dowiadują się, że jestem urzędnikiem wydaje się, że mam łatwą, rozwojową pracę i zarabiam całkiem dobrze. Przecież średnie wynagrodzenie w służbie cywilnej to ponad 4000 zł! Na takie postrzeganie pracy urzędników z pewnością mają wpływ media. Kiedy rozpoczynałem pracę, sam częściowo czerpałem wiedzę z mediów, liczyłem na to, że będę się rozwijać, a moje zarobki stopniowo będą rosnąć. Teraz wiem, że bardzo się pomyliłem.

Wystarczyło pięć lat pracy aby moje postrzeganie ścieżki kariery w służbie cywilnej i podejście do pracy zmieniło się diametralnie. „Zarządzanie” zasobami ludzkimi, brak perspektyw awansu, brak możliwości rozwoju, wynagrodzenie zasadnicze niższe niż na kasie w popularnym dyskoncie, świadomość tego, że dokształcenie się spowoduje jedynie przyrost grubości teczki pracowniczej – to wszystko spowodowało zmianę mojego nastawienia z początkowego optymizmu i zaangażowania, na rezygnację i brak jakiejkolwiek motywacji.

Takie zmiany zauważyłem z resztą nie tylko u siebie – widać to u zdecydowanej większości pracowników. Ostatnio w rozmowie z kolegą z pokoju doszliśmy do wniosku, że jesteśmy niejako w zawieszeniu. Nie czujemy się ani pracownikami instytucji, w której jesteśmy zatrudnieni (ze względu na wyraźny podział na dwie grupy pracowników: mundurowych, którzy mają ścieżkę awansu, stosunkowo dobre wynagrodzenia, szkolenia i system motywacyjny, oraz cywili, którzy nie mają nic), ani członkami korpusu służby cywilnej. To drugie dlatego, że szumne strategie zarządzania tworzone „na górze” nas w rzeczywistości nie dotyczą, nasze wynagrodzenia daleko odstają od średniej w KSC (są najniższe w naszej grupie urzędów), ale najważniejsze jest chyba to, że jesteśmy zarządzani przez funkcjonariuszy, dla których jesteśmy grupą „obcą”.

Kim jesteś urzędniku? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Z pewnością jako urzędnik służby cywilnej nie czuję się „najlepszym z najlepszych”, członkiem tej „urzędniczej elity”, o której mówił Szef Służby Cywilnej podczas uroczystości wręczania aktów mianowania. W codziennej pracy jestem jedynie małym trybikiem w całej urzędowej machinie. Jednym z wielu trybików, dzięki którym całość funkcjonuje prawidłowo. Jednak, podczas gdy większość trybików jest regularnie konserwowana i udoskonalana żeby działały lepiej, niektóre trybiki są pozostawione samym sobie, powoli rdzewieją i pękają. Jestem jednym z nich.