Drukuj

Red. R. znów analizuje...

...swoją drogą, dlaczego akurat w sylwestra? Liczył na jakieś zadymy na spotkaniach towarzyskich czy jak? Ciekawe, który rodzaj dziennikarstwa - płatny czy darmowy jest bardziej rzetelny...

Red. R. zaczyna ostro:

Dodatkowe wynagrodzenia roczne rosną w lawinowym tempie – alarmują szefowie urzędów

Z racji zawodu, ale i uprawianej tu amatorskiej publicystyki miałam okazję poznać wielu szefów rozmaitych urzędów. Wbrew obiegowej opinii zauważyłam, że często są to ludzie którym zależy i na tym, żeby ich jednostki funkcjonowały jak najlepiej i zależy też na pracownikach którzy im podlegają. Owszem, spotkałam się z wypowiedziami na temat funduszu wynagrodzeń. Ale brzmiały one całkiem inaczej. Myślę, że jeśli już alarmują to te wypowiedzi brzmią w rzeczywistości raczej tak:

"Zamrożenie wynagrodzeń zagraża ustawowo gwarantowanym świadczeniom pracowniczym - alarmują szefowie urzędów"...

Potem w artykule następuje stwierdzenie:

Powody coraz większych wydatków na ten cel są co najmniej dwa: wzrost zatrudnienia (głównie w samorządach), a także automatyczne podwyższanie nagród i dodatków stażowych.

Nie mam zielonego pojęcia, skąd autor czerpie swoje dane. W mojej jednostce, podobnie jak i innych jednostkach resortu nagrody nie są podwyższane - raczej przeciwnie. W tym kontekście słowo "automatycznie" ma wręcz obraźliwy wymiar. A zatrudnienie w służbie cywilnej spada, bo szefowie urzędów mając zamrożony fundusz wynagrodzeń mają niewielki wybór skoro płaca minimalna rośnie, a kwota bazowa w s.c. - nie. Chcąc zmieścić się w budżecie zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić na tworzenie nowych etatów. Pomijam już, że w wielu jednostkach zatrudniać po prostu nie wolno, nawet na miejsce osoby która odeszła. 

Natomiast podwyżka stażowego wynika z ustawy, ale - jak pisaliśmy swego czasu - stażowe jest przywilejem nie dla wszystkich, ponieważ jego wysokość wlicza się do obliczania wysokości wynagrodzenia - czyli ci, którzy mają zasadniczą niższą niż minimalna pensja, ale razem z dodatkiem stażowym mają 1750 zł (od tego roku) i tak by te pieniądze dostali zgodnie z wymogami wyrównania do minimalnej. Pytanie brzmi, gdzie w takim razie ten przywilej?

Jedziemy dalej:

Za 2012 r. na trzynastki wydaliśmy 1,8 mln zł, a rok później o 100 tys. zł więcej. Spowodowane to było zwiększeniem liczby etatów z 470 do 651 – potwierdza Edyta Wrotek, rzecznik wojewody warmińsko-mazurskiego. Wyjaśnia, że wzrost był spowodowany przejęciem pracowników zlikwidowanych jednostek, m.in. zarządu przejścia granicznego w Bezledach i Centrum Zdrowia Publicznego.

Z tego cytatu wynika jeden wniosek, który najwyraźniej panu R. do głowy nie przyszedł. Przecież ci ludzie w jednostkach które zostały zlikwidowane też otrzymywali różne świadczenia (nawet jeśli nie były nazywane trzynastką, jakieś przywileje płacowe mieli). Czy to oznacza, że dodał wydatki nowych jednostek, ale nie odjął starych?

Ale to wszystko to nic. Powaliło mnie to jedno zdanie, które jest niezbitym dowodem na to, jak pan redaktor starannie przygotowuje się do napisania rzetelnego artykułu:

Trzynastka to nic innego jak 8,5 proc. pełnego wynagrodzenie otrzymanego za cały poprzedni rok. Jeśli urzędnik dostawał duże nagrody, w tym jubileuszową, to automatycznie ta jego dodatkowa pensja rośnie.

Otóż zgodnie z ustawą z dn. 12 grudnia 1997 r. (akt ujednolicony opublikowano w Dz. U. z 2013r. poz. 1144) o dodatkowym wynagrodzeniu rocznym dla pracowników jednostek sfery budżetowej - art. 4 ust. 1 -

Wynagrodzenie roczne ustala się w wysokości 8,5% sumy wynagrodzenia za pracę otrzymanego przez pracownika w ciągu roku kalendarzowego, za który przysługuje to wynagrodzenie, uwzględniając wynagrodzenie i inne świadczenia ze stosunku pracy przyjmowane do obliczenia ekwiwalentu pieniężnego za urlop wypoczynkowy, a także wynagrodzenie za urlop wypoczynkowy oraz wynagrodzenie za czas pozostawania bez pracy przysługujące pracownikowi, który podjął pracę w wyniku przywrócenia do pracy.

Natomiast ekwiwalent pieniężny za urlop wypoczynkowy oblicza się wg zasad wskazanych w rozporządzeniu Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z 8 stycznia 1997r. (Dz.U. 1997 nr 2 poz. 14 ze zm.).

Zgodnie z § 14:

Ekwiwalent pieniężny za urlop wypoczynkowy, zwany dalej „ekwiwalentem”, ustala się stosując zasady obowiązujące przy obliczaniu wynagrodzenia urlopowego.

Natomiast wynagrodzenie urlopowe ustala się zgodnie z § 6:

Wynagrodzenie za czas urlopu wypoczynkowego, zwane dalej „wynagrodzeniem urlopowym”, ustala się z uwzględnieniem wynagrodzenia i innych świadczeń ze stosunku pracy, z wyłączeniem:

 

1) jednorazowych lub nieperiodycznych wypłat za spełnienie określonego zadania bądź za określone osiągnięcie,

 

2) wynagrodzenia za czas gotowości do pracy oraz za czas niezawinionego przez pracownika przestoju,

 

3) gratyfikacji (nagród) jubileuszowych (…)

Ale to jeszcze nie wszystko. Na koniec zostawiłam sobie tytuł:

Pięć miliardów złotych na trzynastki dla urzędników. Dostają je nawet ci z naganą

To, że brzmi tak, jakby ci z naganą dostawali pięć miliardów, pominę.

Wg art. 3 ustawy o dodatkowym wynagrodzeniu rocznym dla pracowników jednostek sfery budżetowej

Pracownik nie nabywa prawa do wynagrodzenia rocznego w przypadkach:
1) nieusprawiedliwionej nieobecności w pracy trwającej dłużej niż dwa dni;
2) stawienia się do pracy lub przebywania w pracy w stanie nietrzeźwości;
3) wymierzenia pracownikowi kary dyscyplinarnej wydalenia z pracy lub ze służby;
4) rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika.

 

Link do artykułu znajdziecie TUTAJ. Nie dla reklamy, ale dla komentarzy pod tamtym tekstem go wrzucam. Szczególnie polecam komentarz Berta - mogłabym się pod nim podpisać wszystkimi czterema kończynami...

Najbardziej wkurzające jest to, że brednie tego rodzaju nie mające pokrycia w przepisach prawa ani w rzeczywostości, napisane byle jak na kolanie  - dlatego, że panu redaktorowi nie chciało się doczytać o czym właściwie pisze - będą powtarzać inne media.

Nie, nie mogę się oprzeć. Zacytuję Wam fragment komentarza Berta.

Radwan odrabia pańszczyznę, polegającą na szczuciu jednych ludzi pracy na innych ludzi pracy - w celu utrzymywania plebsu w stanie dezorientacji i dezorganizacji w interesie kapitału, głównie obcego, jak np. właściciel DGP. Jest to stały numer walki propagandowej neoliberalnego pismactwa, do jakiego zalicza się DGP - co zauważają niektórzy z komentatorów, co cieszy, bo widać, że neoliberalni cwaniacy mają do czynienia z coraz mniej ciemnym ludem.

Od siebie dodam tylko, że pan redaktor za to bierze pieniądze. Różnica między nami jednak jest taka, że ja mu zarobków "gwiazd" polskiej sceny dziennikarstwa nie przypisuję. A mogłabym, nie?