Drukuj

Działająca w błyskawicznym tempie koalicja na rzecz dobrej zmiany zajęła się ostatnio naszą ustawą. O projekcie pisaliśmy już sporo, we wtorek lub środę zapewne nowelizacja zostanie klepnięta w sejmie i pofrunie do senatu, a dalej wiadomo, zgodnie z kolejnymi etapami produkcji prawa itd. Zanim jednak to nastąpi, krótko o tym jak skutecznie zdefiniować niedefiniowalne…

Uczono mnie, że należy zawsze zakładać racjonalność ustawodawcy. Z wytworami tegoż ustawodawcy mam do czynienia zawodowo już prawie dwadzieścia lat i nieustająco niczym dziecko, lub jak kto woli jak pelikan żabę, przyjmuję wciąż to założenie. Jednakże dokonywane na gruncie naszej ustawy prace twórcze doprowadziły ostatnio do stworzenia czegoś w swej naturze przedziwnego. Otóż w miejsce Rady Służby Cywilnej (RSC) pojawić się ma nowy organ opiniodawczy zwany Radą Służby Publicznej (RSP). Moje zaskoczenie wzbudził fakt, iż o ile dotąd RSC była definiowana przez służbę cywilną, o tyle zastanawiam się jak zdefiniować RSP, bowiem nie potrafię się doszukać ustawowej, a więc legalnej, definicji służby publicznej. Jaki to ma sens ? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie wydaję się dość istotne, bowiem jeśli wczytać się w zapisy projektowanego art.19 ust.2 i 3 to w zasadzie wszystkie kompetencje nowej RSP ukierunkowane zostają wyłącznie obszar służby cywilnej. Wyjątkiem jest jedynie art.19 ust.3 pkt.6, dający RSP kompetencje (do spółki z KSAP) w zakresie „upowszechniania najlepszych europejskich standardów, wzorców i doświadczeń w zakresie funkcjonowania służby publicznej”. Jak dla mnie nastąpiło tu legislacyjne pomieszanie z poplątaniem, ale zapewne to tylko moja ułomna percepcja nie pozwala mi dostrzec ratio legis projektowanej zmiany.

Wiele razy krytykowałem RSC, zarówno jeśli chodzi o ustawową rolę, możliwości działania, jak i zwykłe ekonomiczne skutki utrzymywania tego organu. Podoba mi się pomysł projektodawców, by ciało opiniotwórcze działało społecznie – za darmo. Nie widzę jednak powodu, by nie mogła to być nadal RSC, zamiast tworzonej RSP. Brak legalnej definicji służby publicznej, przy kompetencjach ściśle związanych ze służbą cywilną (która to służba ma umocowanie nie tyko w ustawie, ale wprost w konstytucji, jako korpus),wprowadza absurdalne prawne zamieszanie. Zmiana dla zmiany, do tego bez sensu. Można by dyskutować nad potrzebą zmian w tym obszarze. Zwłaszcza nad kwestiami związanymi z obsadzaniem miejsc w takim organie. Co było złego w obecnym sposobie, gdzie część członków RSC powoływał wprost Prezes Rady Ministrów, a pozostali byli wskazywani przez kluby parlamentarne ? Wg projektu, rada zmniejszy się z obecnych 15 do 7-9 osób, nominowanych wyłącznie przez premiera. Można by dyskutować nad kosztami funkcjonowania (wynagrodzeniami). Można by wreszcie, a może przede wszystkim dyskutować nad kompetencjami rady. Czy obecna rola RSC była wystarczająca ? Czy i jak należałoby zmienić jej uprawnienia i obowiązki ?

Można by… wiele. Ale do tego potrzeba czasu na dyskusję (nie na monolog), chęci wysłuchania innych, otwartości na krytykę (która w dobrym znaczeniu może tylko poprawić projektowane pomysły), dopuszczenia do własnej świadomości faktu, że nie jestem (jako pomysłodawca) nieomylny, że może ktoś inny również ma trochę racji w tym co mówi i proponuje. Niestety, w obecnym stanie wydaje mi się, że nie ma takiej woli. Z resztą podobne standardy tworzenia prawa obowiązywały również przed 25 października...

Na przykładzie stworzenia RSP chciałem pokazać, jak łatwo wykreować prawnego potworka, których – jak mi się wydaje – tkwi w tej nowelizacji znacznie więcej. Poczekajmy, aż się wyklują do końca w procesie legislacyjnym, a wówczas przyjrzymy im się z bliska.