Drukuj

 

Lata lecą, odchodzą na emerytury (i nie tylko...) doświadczeni pracownicy, powinno następować naturalne uzupełnianie kadr o młodsze roczniki. Od jakiegoś czasu bijemy na alarm, bo zainteresowanie młodych ludzi pracą w administracji publicznej jest coraz mniejsze, a średnia wieku kadr s.c. coraz wyższa. Temat pojawił się ostatnio na łamach DGP. Red. Radwan w artykule: "Chętnych do pracy w urzędach brak, wymagania stażowe zostały" - opisuje zjawisko, sugerując jednocześnie zniesienie wymogu określonego stażu pracy, który pojawia się w ogłoszeniach. Tak sobie myślę, że prawdziwą przyczyną występowania tego wymogu, o której wszyscy już zapomnieli, są... opisy i wartościowanie stanowisk pracy.

Pamiętacie może to zagadnienie?

Idea sama w sobie może nie była głupia, natomiast i sposób jej realizacji i czas jej wprowadzania nie był, łagodnie mówiąc, najlepiej dobrany. Wprowadzanie tego "na hura" po pobieżnych szkoleniach w poszczególnych jednostkach w połączeniu z brakiem środków na regulację płac oprócz - jak to pamiętam - waśni, niesnasek, poczucia krzywdy do dziś odbija się czkawką. Weźcie pod uwagę, że naboru dokonuje się na stanowisko, z którego odszedł pracownik. To samo jest gdy chodzi o zastępstwo. Dlaczego tak jest, nie mam pojęcia. Wg mnie znacznie sensowniej byłoby przenieść na opuszczone stanowisko, gdzie wykonuje się bardziej skomplikowane zadania, doświadczonego pracownika z "prostszego" stanowiska, a nabór ogłosić na to prostsze. Mogłoby to dotyczyć kilku osób, które wykonywały zadania o coraz większym stopniu trudności. O ile kojarzę, na przeszkodzie temu stała interpretacja, że nie byłby to równy nabór. Ja się nie znam na sprawach kadrowych, niemniej przez całe stulecia - jak już kiedyś pisałam - doskonale sprawdzał się system mistrzów i nauczycieli. Nie ujmując niczego absolwentom, zauważcie, że każda organizacja posiada jakiś zasób wiedzy podbudowanej doświadczeniem. Nie mówiąc już o systemach informatycznych, które są wszędzie. Sama znajomość obsługi komputera (a wierzcie mi, wśród młodych ludzi nie zawsze jest taka oczywista jakby się mogło wydawać) nie wystarczy by natychmiast zrozumieć logikę konkretnego systemu czy sposób (słowniki i procedury!) rejestracji konkretnych zdarzeń. Zacznijmy wreszcie kojarzyć, że sposób wprowadzania danych wpływa na wyniki analiz i procesy decyzyjne. Absolwent może być świetny, niemniej zawsze zostaje coś, czego musi się nauczyć zanim przystąpi do pracy na konkretnym stanowisku. Teoretycznie to szef ma uczyć swoich pracowników, jednakże ze względu na bardzo istotną zmianą ustawy o służbie cywilnej swego czasu różnie z doświadczeniem u szefów w różnych miejscach bywa.

Wracając jednak do wartościowania: każdy mądry szef, tworząc opis stanowiska swoich podwładnych i mając świadomość, w jakich okolicznościach całe to wartościowanie będzie się odbywać, robił wszystko by nie zabić i tak mocno nadwyrężonej motywacji swoich ludzi. Za doświadczenie, przypominam, też były punkty.

Oczywiście, mówiło się wciąż, że ocenie i wartościowaniu podlegają stanowiska, a nie zatrudnieni na nich ludzie. Tylko że to ci ludzie czuli się ocenieni i zwartościowani. Bo tak działa ludzka psychika, o której jakoś w tym procesie nikt nie pamiętał. Oni doskonale wiedzieli, że jakiekolwiek ruchy odbiją się na nich - i trudno temu zaprzeczyć. Przecież wszyscy wiemy jak działa taka machina...

Przy okazji chcę Wam polecić bardzo ciekawy tekst naszego młodszego kolegi, Przemysława Nowakowskiego-Węgrzynowskiego. Tekst dotyczy orzekania kasacyjnego, znajdziecie jednak tam kilka interesujących spostrzeżeń dotyczących przyczyn pewnych określonych zjawisk. Celowo piszę tak enigmatycznie bo warto, żebyście tam zajrzeli. Ogólnie to chylę czoła przed Autorem za to, że mu się chce i za to, że już po tak krótkim czasie tak trafnie zdiagnozował sytuację.

Odnosząc się do treści dodam tylko, że ludzie pracujący od wielu lat w służbie cywilnej są zmęczeni, zniechęceni, zgorzkniali - i mają do tego pełne prawo. Przez lata słyszeli z mediów, tych tradycyjnych i tych internetowych, że są pasożytami (tu sobie wpiszcie co chcecie, byle komentarze można poczytać). Więcej: ich wiedza specjalistyczna jest lekceważona, ostrzeżenia ignorowane. Przez te same lata jedynym motywatorem był "kij" i straszenie odchudzaniem administracji. Zadań przybywało i nie szło za tym dostosowanie zatrudnienia. Mają ograniczone prawa - każdego można oskarżyć o naruszanie którejś z zasad etyki służby cywilnej.  Za cokolwiek.

 Sytuacja urzędników w Polsce nie jest fajna. I nie wygląda na to, żeby miało się coś zmienić. Trzeba się liczyć z tym, że kolejni będą próbować szczęścia gdzie indziej. Jakoś ucieka w tym wszystkim, że każdy człowiek potrzebuje akceptacji. Urzędnicy na hejt narażeni są bardziej niż ktokolwiek inny (latami powielane stereotypy, podbudowywane medialnymi nagonkami i wypowiedziami polityków).

I mimo że pomału do społecznej świadomości zaczyna się przebijać przekaz o problemach z fachowcami w administracji to i tak, przy dzisiejszej polaryzacji politycznej jakakolwiek opcja, która zaczęłaby lepiej traktować swoich urzędników zostałaby rozszarpana na strzępy przez konkurentów do władzy. To takie błędne koło, z którego prędko nie wyjdziemy.

Myślicie, że młodzi ludzie tego nie widzą? 

Nie doceniamy ich.

A skąd taki dziwny tytuł?

Może z upału nieco abstrakcyjne. Tradycyjnie, artykuł miał być napisany jakoś inaczej. Kiedy go sobie układałam w głowie, przypomniały mi się z dzieciństwa lekcje francuskiego. Język ten ma to do siebie, że ma dość rozbudowaną gramatykę. Istnieją rozmaite reguły dotyczące odmiany czasowników; w wielu przypadkach można przewidzieć jak powinna ona brzmieć gdy się zna pewne reguły. Jest to jednak dość złudne, na przykład w przypadku czasowników bezosobowych.

Pamiętam, jak w trakcie lekcji ktoś pięknie, teoretycznie zgodnie z regułami odmieniał przez osoby czasownik "pleuvoir", dla którego jedyną właściwą formą jest "il pleut" (czyli że deszcz pada, Francuzi mają jak widać na to specjalny czasownik). W wolnym tłumaczeniu brzmiało to mniej więcej tak:

ja padam deszcz

ty padasz deszcz

on pada deszcz

my padamy deszcz

wy padacie deszcz

oni padają deszcz

To właśnie mi się kojarzy z doświadczeniem. Znajomość reguł, bez głębszej wiedzy, na przykład o specyfice czegoś może prowadzić do zabawnych efektów.

O ile komuś jeszcze chce się śmiać.