Drukuj

my_smieciarzeJakoś trzeba sobie radzić...

Na kilka zaprzyjaźnionych urzędów, w tym mój, spadł kolejny nieoczekiwany kataklizm: brak papieru do drukarek. Papier stał się materiałem deficytowym. [...]

Myślę, że lada dzień zacznie się partyzantka: ludzie będą śledzić szczęśliwca maszerującego przez korytarz ze zdobytą ryzą, zaczajać się na niego w zakamarkach, żebrać o kilka kartek, posuwać się do szantażu i gróźb, być może stosować przemoc bezpośrednią - wszak każdy ma jakieś terminy do zachowania.

A może znajdą się zrezygnowani, którzy zdecydują wyasygnować własne fundusze i wspomóc urząd w ten sposób (nie po raz pierwszy zresztą - kupowanie sobie długopisów to już standard; swego czasu usłyszałam: "a po co ci długopis, przecież masz komputer"...).

Na szczęście mój kolega z komórki jest człowiekiem postury budzącej respekt i dlatego właśnie to on zostaje oddelegowany do zdobywania papieru. Napaść na niego nikt o zdrowych zmysłach nawet nie będzie próbował; a jak on ten papier zdobywa to nawet nie pytam. Skuteczny jest - i wystarczy... Nigdy nie przypuszczałam, że do tego stopnia będę się zgadzać na machiavellizm.

W kontekście planowanych zwolnień w administracji dla oszczędności cel zostanie osiągnięty: kto jest silny, zdobywa papier. Kto jest słaby, wypada. Kto papier kupuje sam, realizuje politykę oszczędności w instytucji. A jak trafi się jakaś ofiara walk wręcz o materiały biurowe? Będzie wakat, który można obciąć w ramach racjonalizacji...

Tylko dlaczego mi mówili, jak się zatrudniałam, że to jest praca umysłowa?