Drukuj

...przedświąteczne dywagacje

Przedświąteczną krzątaninę niby czas zacząć, ale jakoś nie bardzo się rwę póki co... W końcu ja też człowiek i mam prawo niekiedy pomarnować czas, prawda? Więc w zamian pobuszowałam sobie w necie szukając różnych świątecznych ciekawostek.  No i znalazłam potwierdzenie, że moje dziecko opowiadając mi o tradycjach świątecznych w Japonii jednak mnie nie wkręcało. A dlaczego piszę o tym tutaj? Ponieważ z czymś mi się to kojarzy, ale o tym będzie na końcu.

Jak myślicie, jaka jest ulubiona potrawa świąteczna Japończyków? Bo moim pierwszym skojarzeniem było: sushi z karpia. Ale odpowiedź jest jeszcze bardziej zaskakująca.

Otóż najbardziej tradycyjną świąteczną potrawą w Japonii są kurczaki z jednego z amerykańskich fastfoodów. Całe rodziny w świątecznych nastrojach tam przychodzą, a w czasie świąt koncern w Japonii osiąga 20% obrotów z całego roku... Wydaje się absurdalne, prawda? Ale gdyby to wziąć na logikę i psychologię, wcale nie jest.

Tradycja świąt Bożego Narodzenia jest kulturowo Japończykom kompletnie obca. W przeszłości na wyspach chrześcijaństwo jako religia z "z zewnątrz" było zakazane. Dziś jako chrześcijanie deklaruje się ok. 1% Japończyków. Rozwój gospodarczy tego państwa postępował bardzo dynamicznie w krótkim okresie - ruszył z kopyta praktycznie dopiero od połowy XIX wieku, kiedy to kraj otworzył się na świat - i po upływie wieku, pod koniec lat 60 Japonia była już drugą ekonomiczną potęgą. Goniąc Europę i Amerykę Japończycy zaczęli fascynować się również egzotyczną dla nich kulturą, często przyjmując to, co widzieli "z wierzchu". No a otoczka naszych świąt jest z pewnością malownicza, zwłaszcza w połączeniu ze skomercjalizowanym zapleczem. Każdy lubi prezenty, światełka, Mikołaja, renifery i klimat tajemnicy...

Podobno za nietypowy wybór tradycyjnej świątecznej potrawy w Japonii odpowiada spora kampania marketingowa przeprowadzona w odpowiednim momencie (to znaczy takim, w którym dorastało pokolenie które nie doświadczyło wojny i fascynowało się wszystkim co amerykańskie i europejskie i które chciało żyć w taki sam sposób jaki widziało w zachodnich filmach).

Po wielkiej kampanii marketingowej w roku 1974, hasło "Boże Narodzenie = Kentucky" w połączeniu z dużą ilością reklam w telewizji, chwyciło.

"Amerykańskość" i prostota przekazu, a nie jakiekolwiek odwołania do religii i wypoczynku jest tym, co sprawiło, że było to skuteczne.*

No i teraz pora na podsumowanie.

Tak jakoś skojarzyło mi się to wszystko znów z wdrażaniem niektórych biznesowych rozwiązań w administracji...

Kiedy coś nam się podoba u kogo innego i chcemy to naśladować, to nie znaczy że robimy coś złego. Ale jeśli to coś co tamten ktoś ma powstawało przez wiele lat i wiele pokoleń, budując tradycję, to nasza wersja, jeśli niewiele wiemy o historii tego czegoś może przybrać dość nieoczekiwany kształt. Taki jak ten:

Jest Wigilia w Japonii. Chłopcy i dziewczęta wkładają swoje płaszcze, z błyskiem oczekiwania w oczach. Podtrzymując tradycję powędrują z rodzinami, aby ucztować w ... popularnym amerykańskim barze szybkiej obsługi*

Dla nas - nie do pomyślenia, prawda?

 

* http://blogs.smithsonianmag.com/food/2012/12/why-japan-is-obsessed-with-kentucky-fried-chicken-on-christmas/