Drukuj

Pytanie do wszystkich czasami tu zaglądających, czy w tym nowym roku uda nam się zebrać chociaż 200 fanów na naszym facebookowym profilu?

Niby jest nas ponad 120.000 w KSC, a jakoś tak z jakąkolwiek organizacją i skupieniem się wokół czegoś konkretnego mamy poważne problemy, tak jakbyśmy się bali własnych cieni. Boimy nawet się nacisnąć "Lubię to", bo może ktoś to weźmie za publiczną manifestację poglądów?

Czy w tym strachu nie posuwamy się nieco za daleko? Ludzie boją się zabrać głos nawet w sprawie własnych podwyżek, boją się odezwać na stronie, odezwać na forum. Ale jak będziemy tak wszyscy cały czas milczeć, to niestety, ale nikt za nas tych podwyżek, czy poprawy naszej sytuacji nie wywalczy.

Te 5-8 osób ciągle udzielające się na portalu jednak nie wystarczy, by decydenci zaczęli nas traktować poważnie, gdyż to nawet nie jest 0,01% grupy pracowników. Jest to grupka ludzi bez statystycznego znaczenia, aby cokolwiek zdziałać niestety ale potrzebna jest znacznie większa grupa reprezentacyjna i dużo odwagi cywilnej oraz chęci by cokolwiek zmienić. Ale trzeba o tym zacząć rozmawiać i to głośno, nie w postaci ciągłego narzekania, ale pokazując merytorycznie co jest nie tak, co należałoby zmienić i zacząć interesować się odrobinę tym, co obecna ekipa rządząca nam szykuje, jakie są konsekwencje niektórych decyzji, co to zmienia w naszej sytuacji, oraz dlaczego szuka się oszczędności na grupie od lat najmniej zarabiającej w sferze budżetowej.

Przecież na nas obecnie oszczędza się na wszystkim, na wdrożeniach, na szkoleniach, na restrukturyzacjach, na zamrażaniu płac, racjonalizacji zadań, dokładaniu zadań do zakresu obowiązków. Zadań przybywa, ludzi ubywa, płace pozostają bez zmian. Wszelkie wdrożenia odbywają się na zasadzie najmniejszej linii oporu (jak już jest coś konieczne to kryterium wyboru 100% cena), lub w ogóle "bezkosztowo".

Ale czy ktoś kiedyś przenalizował tę "bezkosztowość"? Ile czasu i wysiłku muszą w takie wdrożenie włożyć osoby, które poza tym "bezkosztowym" wdrożeniem mają również setki, jak nie tysiące innych rzeczy na głowie, ale na czas wdrożenia nikt im pozostałych obowiązków nie zawiesza, muszą robić to co do nich należy plus właśnie te "bezkosztowe" wdrożenia, czy "bezkosztowe" szkolenia. Teoretycznie one odbywają się bez kosztu bezpośredniego dla pracodawcy, jednak najczęściej kosztem czasu wolnego pracownika, jego koniecznością doszkalania się we własnym czasie wolnym, własnym zakresie i niejednokrotnie za własne pieniądze.

Ludzie, otwórzcie oczy. Nie bójcie się powiedzieć, że coś jest nie tak, kiedy widzicie patologię w otoczeniu, nie bójcie się wyrazić swoich obaw, takie prawo w końcu Wam gwarantuje Konstytucja i żadna Uchwała czy Rozporządzenie nie może stać w sprzeczności z tym prawem.

Miała to być tylko krótka notka, jednak się trochę rozrosła, jednak mam nadzieję, iż zaktywizuje to nieco więcej osób, niż to obserwujemy w naszym środowisku od lat.  Czego i Wam i sobie życzę...