Drukuj

...specjalnie dla portalu :)

Roman Batko - autor książki "Golem, Awatar, Midas, Złoty Cielec" (o której pisaliśmy TU i TU)  - odpowiedział nam na kilka pytań (i mam nadzieję, że na tym nasza współpraca się nie zakończy :) ). 

RED: Zna Pan film: 12 prac Asterixa? Jest tam taka scena:

to na wypadek, gdyby Pan jej nie znał. Ten fragment właśnie wciąż stawał przed oczami podczas lektury Pana książki. Który obraz administracji bardziej Pana przeraził - ten widziany oczami klienta czy ten który ujrzał Pan współpracując z urzędami?

RB: Obejrzałem ponownie z przekonaniem, że karykatura jest sposobem radzenia sobie  z rzeczywistością przez śmiech i tak jest tez w przypadku sceny z "12 prac". Kiedy słyszymy - "aaa, chodzi o zwykłą administracyjną formalność" już wiemy, że uzyskanie zaświadczenia A38 będzie tragikomicznym, niemożliwym do wykonania zadaniem, w sam raz na pracę dla Herkulesa - Asterixa. "Dom, który czyni szalonym" nie jest oczywiście dzisiaj tak arogancki, bezduszny i pozbawiony ludzkiego wymiaru. Administracja, a stanowią ją przecież ludzie - urzędnicy są bez porównania przyjaźniejsi dla obywateli, ale nadmierne, niewyobrażalne przeregulowanie najprostszych spraw skutkuje koniecznością gromadzenia olbrzymiej liczby dokumentów i, po przeprowadzonych badaniach, mam wrażenie, że dotyczy to przede wszystkim spraw wewnątrzadministracyjnych. Ten szalony taniec urzędników w finale scenki w poszukiwaniu nieistniejącego zaświadczenia A39 mówi właśnie o takim bohaterskim rozwiązywaniu problemów przez administrację, które wcześniej  stworzyła. Na pewno dobrym krokiem było wprowadzenie ustawy zamieniającej zaświadczenia w oświadczenia, natomiast właśnie  - zgodnie z tą opisywaną tutaj zasadą "rynku wewnętrznego" administracji i prawem Parkinsona - każda liczba zatrudnionych urzędników znajdzie dla siebie zajęcie i uzasadnienie dla własnej przydatności. Pytanie o sens wielu zadań wykonywanych przez administrację pozostanie bez odpowiedzi.

 

RED: Jak Pan myśli, dlaczego tak jest, że w organizacji publicznej nawet niezłe pomysły nie dają oczekiwanych efektów? (nawiasem mówiąc ten przykład z upolowanym jeleniem oddał atmosferę wdrażania biznesowych narzędzi zarządzania do administracji publicznej idealnie...)

Myśliwi wyruszają na polowanie do lasu, zabijają jelenia i niosą go do domu. Czy tak? No, niezupełnie. Niosą ciało zwierzęcia, a dusza jelenia pozostaje w lesie.*

Gareth Morgan

RB: Moim zdaniem nie należy patrzeć na narzędzia biznesowe, tylko szukać swoich własnych rozwiązań. Taka grupa zaangażowanych urzędników, jakimi pewną są Państwo - chociaż Was nie znam, to jednak angażowanie się w forum "po godzinach" świadczy o pozytywnym szaleństwie, zna najlepiej specyfikę urzędu, potrafi zaproponować własne rozwiązania bliskie kulturze organizacyjnej etosu non-profit, a nie nastawionego na zysk biznesu. Mam nadzieję, że nie jesteście Państwo jedynymi urzędnikami, którym zależy na zmianie administracji... Narzędzia wykorzystywane przez biznes, jak choćby norma ISO 9001 - zarządzanie jakością - są napisane dość hermetycznym, a często dziwacznym językiem, który jest elementem marketingu firm konsultingowych, które te systemy wdrażają. Stąd nieufność urzędników do takich rozwiązań, które "nie mówią ludzkim głosem", a jeśli dodamy do tego strach przed zmianą, zresztą jest to normalna, typowa ludzka reakcja, to łatwo sobie wyobrazić porażkę. Poza tym zarządzanie zmianą zakłada, że są w organizacji liderzy zmiany, osoby, które w nią wierzą i jej naprawdę chcą, mają autorytet i potrafią tych opornych pociągnąć za sobą, dać im wizję i jakieś poczucie bezpieczeństwa. Ja tego procesu w ogóle nie widzę w urzędach. Ale skoro inni już mają jakiś certyfikat, to może i my powinniśmy mieć pomyśli ten i ów kierujący urzędem i jak najmniejszym kosztem, przy jak najmniejszym zaangażowaniu własnym, a jak największym konsultantów zewnętrznych opracowywana jest jakaś dokumentacja, która z natury rzeczy staje się od razu "półkownikiem". Certyfikat dumnie, niczym poroże, zdobi(?) ścianę.

 

RED: Ostatnimi czasy pojawił się pomysł, aby na wyższe stanowiska w służbie cywilnej mogły aplikować osoby nie mające doświadczenia w administracji, ale mające doświadczenie w biznesie. Czy Pana zdaniem taki menedżer może poprawić skuteczność i efektywność organizacji czy może będzie miał problemy z dostosowaniem się do realiów jej działania (np. uzależnienie od organów nadrzędnych). Zna Pan przypadki jakiejś organizacji publicznej w której szefem została taka osoba? A jeśli tak, czy poprawiło to funkcjonowanie takiej organizacji?

 

RB: Jest takie przeświadczenie, że administracja publiczna jest brzydką siostrą biznesu i że każdy urzędnik nosi w sobie resentyment związany z wysokością, a raczej niskością zarobków, nie najlepszym wizerunkiem społecznym zawodu itp. i najchętniej zostałby wysoko opłacanym pracownikiem korpo. Jest w tym obrazie nie tylko uproszczenie stereotypu, ale jakaś powszechna zgoda na narzuconą narrację neoliberalnego porządku świata TINA (there is no alternative), w której jedynym pozytywnym bohaterem jest manager tnący koszty, odchudzający państwo, szukający efektywności. Wiemy już dzisiaj, że tak to nie działa, a państwo i jego służby mają do spełnienia zupełnie inną rolę - właśnie budowania etosu, pomocy słabszym, ograniczanie wykluczenia, wspieranie demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, budowanie solidarności i tolerancji, poprawa jakości życia obywateli. To są prawdziwe wyzwania, a nie jakaś fetyszyzowana "efektywność". Wiemy do czego prowadzi najniższa cena, jako jedyne kryterium przetargowe. Nie jest ważne, czy kierujący organizacją publiczna ma doświadczenie biznesowe, ale czy rozumie cele, jakie są postawione przez konstytucję przed administracją, czy jest dobrym organizatorem, śmiałym przywódcą, osobą, która zdobędzie autorytet i szacunek współpracowników. 

 

RED: Nasi współpracownicy spoza administracji, którzy jakoś "przylgnęli" do portalu i forum uważają - podobnie jak osoby uczestniczące w sondażach prowadzonych podczas badania percepcji służby cywilnej - że nasze środowisko jest hermetyczne. Zgadza się Pan z tym?

 

RB: Nie za dużo mogę powiedzieć o służbie cywilnej, bo nie miałem z Państwa środowiskiem zbyt licznych kontaktów. Natomiast, jeśli idzie o pracowników organizacji publicznych, z którymi się spotykałem podczas badań, to musze przyznać, że dość łatwo wchodzili w rolę badanych i mam wrażenie, że nie musiałem się bardzo starać, żeby rozhermetyzować ich. 

*reszta cytatu w książce

Roman Batko - doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o zarządzaniu. Pracuje w Instytucie Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Interesuje go perspektywa antropologiczna w badaniu organizacji publicznych oraz konsekwencje dla nauki o zarządzaniu i etyki, jakie przynosi płynna nowoczesność