Drukuj

...motywacja, kreatywność, zapał na wyczerpaniu

Dlaczego zdecydowałeś (łaś) się na podjęcie pracy w KSC? Czy gdybyś mógł (mogła) cofnąć czas, podjąłbyś/ podjęłabyś taką samą decyzję?

Formalnie rzecz biorąc, to KSC zdecydował się na mnie, ponieważ gdy zaczynałem pracę w administracji (1995 r.) korpusu służby cywilnej jeszcze nie było. Ale oczywiście decyzja podjęcia pracy w administracji, można powiedzieć zdeterminowała moje późniejsze ustawowe wcielenie do KSC.  Co mną kierowało blisko dwadzieścia lat temu?

Służba społeczeństwu na różnych polach w mojej rodzinie była czymś normalnym, dlatego też nie odbierałem nigdy „sfery budżetowej” jako „opłacanych z naszych podatków darmozjadów”, czy urzędników jako „biurokratów gnębiących przedsiębiorców”.  Może to zabrzmi śmiesznie, ale decydując się na ofertę pracy w administracji chciałem dołożyć swoją cegiełkę w budowę kraju w nowych realiach gospodarczych. A „służby fiskalne”, do których trafiłem były dla mnie po prostu  jednym z niezbędnych składników państwa , gdzie mogę się realizować zawodowo. Czy z aktualnym bagażem doświadczenia zawodowego podjąłbym taką samą decyzję? Chyba tak, chociaż raczej pewnie  rozstałbym się z KSC 7-10 lat temu.

Czy napotkane w pracy realia odpowiadają Twoim wyobrażeniom o pracy w KSC (warunki, czas pracy, wynagrodzenie) z czasów, gdy podejmowałeś/łaś tę decyzję?

Muszę przyznać, że przez większość mojej  kariery zawodowej zarówno warunki pracy jak i wysokość wynagrodzenia spełniały moje oczekiwania. Rozpoczynałem pracę od najniższego szczebla – referenta i nie mogłem narzekać na zbyt wolny awans zawodowy. Uważam, że spełniałem się zawodowo. Wspomagany przez pracodawcę podnosiłem też swoje kwalifikacje zawodowe. A moje wyobrażenie o pracy w administracji raczej pokrywało się z realiami, w których przyszło mi pracować. Administracja w tych latach mocno się zmieniała, zauważała „swojego klienta” i że jest dla niego (chociaż osobiście wolę po prostu „zauważanie człowieka”). Czynnie uczestniczyłem w tych zmianach. Niestety ostatnie 5-7 lat systematycznie moją satysfakcję z bycia urzędnikiem tłumi.  Zaczęło się właściwie już przed „kryzysem” i w dużej mierze dzięki kolejnym ekipom rządzącym. Nic tak nie dołuje,  jak brak wsparcia „swojego pracodawcy”. A  jeszcze bardziej, gdy za swoje błędy systemowe, legislacyjne, za własne decyzje rząd lub poszczególni ministrowie  obarczają szeregowych „podwładnych”.

Czy masz satysfakcję z wykonywania tej pracy (również poza kwestiami finansowymi...)?

Mimo wszystko mam satysfakcję z wykonywanej przeze mnie pracy. Oczywiście,  jak prawie każdy nie  jestem zadowolony z wysokości swojego wynagrodzenia. Zamrożenie płac w KSC odczuwam dotkliwe, szczególnie że przypadło na okres studiów moich dzieci,  a koszty ich utrzymania zamrożone nie zostały, wręcz przeciwnie. Co mi więc daje satysfakcję? Dobra atmosfera w grupie współpracowników i wzajemny szacunek, szereg pozapłacowych sygnałów doceniania mojej pracy przez przełożonych. Chociaż pracuję w grupie „podwyższonego ryzyka” jeśli chodzi o sympatię obywateli – podatników, często spotykam się także i z ich strony z docenieniem moich kwalifikacji zawodowych mimo nie zawsze „przyjemnych” dla nich rozstrzygnięć merytorycznych. To cieszy i wspomaga w chwilach gdy media i niestety często rządzący „wylewają na nas pomyje”.        

Z jakimi reakcjami się spotykasz, gdy poznajesz nowych ludzi (na gruncie prywatnym) i wychodzi na jaw, że jesteś "urzędasem"?

Nie będę tu „wciskał kitu” Bywa różnie, z reguły zapada chwila ciszy, potem następuje  próba rozładowania atmosfery jakimiś żartami. Ale „urzędas”  a do tego jeszcze hasło – urząd skarbowy, nadal często działają  na ludzi jak „płachta na byka”. Pocieszam się natomiast tym, że większość z poznawanych ludzi nie skreśla mnie z grona znajomych. Spotykamy się potem nie raz, a rozmowy nie milkną, gdy nagle dołączam do grupy dyskutujących znajomych.

Co się zmieniło w Twoich współpracownikach odkąd zacząłeś/ zaczęłaś pracę - do dziś? A co się zmieniło w Tobie?

To szmat czasu. Gdy zaczynałem pracę  trafiłem do działu liczącego ponad 20 osób. Powoli nas ubywało, z różnych przyczyn. Zmiany reorganizacyjne, odejścia na emeryturę, czy też losowe, awanse, a  także zmiany  pracodawcy i opuszczenie KSC. Obecnie jest nas w dziale nieco ponad 10 osób. Ale oczywiście, gdy myślę o współpracownikach nie ograniczam się do naszego działowego grona, gdyż na co dzień współpracuję również z wieloma pracownikami innych komórek. Pierwsze co widzę to prozaiczna sprawa – starzejemy się. Zmieniają się więc  priorytety zarówno zawodowe, jak i życiowe. Muszę z przykrością stwierdzić, że to co zauważam w ostatnich latach to chyba jednak narastająca frustracja. Winny nie jest tylko kryzys i „zamrożenie płac”. Przede wszystkim problemem jest systematyczne zwiększanie zadań do wykonania bez zapewnienia nam dodatkowych zasobów osobowych i sprzętowych. Do tego mnożenie sprawozdawczości, powielanie szeregu czynności, terminy „na wczoraj” i najbardziej zniechęcające – zbieranie i opracowywanie danych, które już żądający dawno posiadają. To wszystko powoli zabija kreatywność i zapał. Jeśli do tego dodać ogólną sytuację zarówno na rynku pracy jak i w KSC  (kryzys gospodarczy, „odchudzanie administracji”), właściwie trudno się takiemu stanowi dziwić. Trzeba mieć bardzo wysoką samoocenę, by nadal normalnie funkcjonować w aktualnych realiach zawodowych w KSC. Sporo z moich współpracowników nie widzi „światełka w tunelu” i zaczyna wykonywać swoje obowiązki automatycznie. W dobie wszechobecnych procedur, ISO i innych systemów zarządzania mogłoby się wydawać, że automatyzm w administracji jest nawet wskazany. Ale moim zdaniem grozi nam, że przestaniemy zauważać obok nas człowieka, zarówno po drugiej stronie okienka, jak i przy sąsiednim biurku. A przecież właśnie jego zauważenie było sednem zmian mentalności stereotypowego urzędnika.

A co się zmieniło we mnie? Nadal uważam, że robię jako członek KSC coś, co jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania państwa, i że dobrze służę społeczeństwu.   Stoję jednak od paru lat na rozdrożu. Nie każdy w „plecaku   nosi buławę, kierownika, dyrektora, naczelnika, czy prezesa”.  A  w tej chwili tylko taki „awans” umożliwia poprawę sytuacji finansowej. Kiedyś dokonałem takiego a nie innego wyboru, między innymi kierując się stabilnością posady, pewnością comiesięcznej wypłaty, pewnością jej godziwego wzrostu wraz ze wzrostem PKB, czy średniej płacy w gospodarce. Kolejne z tych przesłanek sypią się, a  ideami, które też mną kiedyś kierowały i pozostały do chwili obecnej, chyba do emerytury nie dociągnę.   Dlatego, chociaż z natury jestem bardzo zachowawczy, mało mobilny,  i ja poważniej przeglądam ostatnio różne oferty pracy spoza KSC.