Zbierałam się do tego tekstu kilka dni, zastanawiając się co można napisać na temat, który jest obecny wszędzie? W tym roku setna rocznica odzyskania niepodległości trafiła nawet do marketów. Może po prostu trzeba spojrzeć z nieco innej strony? Bo zastanówmy się ile było przed nami pokoleń które nie doświadczyły wojen... Tak, mamy co świętować. Mieliśmy szansę dorastać wśród ojców, dziadków, wujków, nikt nie karał nas za to, że mówimy po polsku. Dlaczego nie wspominam mam, babć i cioć? Bo one będą bohaterkami tego artykułu.

Zanim jednak zacznę, przypominam, że Święto Niepodległości jest również Dniem Służby Cywilnej. Z tej okazji na stronie Departamentu Służby Cywilnej opublikowano okolicznościowy list Prezesa Rady Ministrów. Możecie go przeczytać TUTAJ.

W tym roku przypada też stulecie uzyskania przez polskie kobiety praw wyborczych. Zapewne większość z Was zna jakieś rodzinne historie. Każda rodzina ma swoich bohaterów, zazwyczaj są nimi mężczyźni. Może znacie też historie swoich babć i prababć, może nie. Historia nie była łaskawa dla naszego kraju. Pokolenia lat wojennych oddawały ofiary z młodych mężczyzn, pozostawiających swoje rodziny bez zabezpieczenia. Tak, to w dużej mierze dzięki kobietom Polska przetrwała w naszych sercach. Wiecie, jak toczyło się ich codzienne życie? Nie, nie znajdziecie tego w podręcznikach historii. Może znajdziecie w rodzinnych opowieściach. Warto je ocalić. Opowiem Wam historie, które powtarzam sobie co roku, gdy słyszę rocznicowe przemowy o męstwie i bohaterstwie. Nie, nie odmawiam tych cech mężczyznom. Chcę tylko pokazać, że równie trudna, jeśli nie trudniejsza, jest samotna walka o przetrwanie dzieci i własne gdy wydarzy się najgorsze. Zwłaszcza w czasie, gdy życie nie toczy się normalnym, pokojowym torem.

Pochodzę z rodziny, w której mundur był obecny właściwie zawsze, a zwrot "ułańska fantazja" w rodzinnych opowieściach mocno się potwierdza. Życie z kimś, kto kochał ryzyko ponad wszystko z pewnością łatwe nie było. Okazało się jednak, że jeszcze trudniejsze stało się gdy bohatera zabrakło - dopiero wiele lat po wojnie rodzina dowiedziała się jak zginął. W domu została wdowa, która musiała zapewnić sama utrzymanie rodziny i wykształcenie kilkorgu dzieciom w bardzo różnym wieku. Jakoś nie było nikogo, kto by jej pomagał. Zazwyczaj nie ma. Czy jestem z niego dumna? Oczywiście. Jest rodzinną legendą, symbolem odwagi i poczucia humoru - choć po latach stwierdzam, że i brawury.

Ale... to dzięki prababci rodzina przetrwała, a łatwo nie było. Nie znałam jej. Nigdy nie będę miała okazji dowiedzieć się, jak tego dokonała. Podobno niewiele mówiła. Może dlatego, że nikt nie był zainteresowany tym, by jej wysłuchać. I z niej też jestem dumna.

To nie była jakaś szczególna rodzina, jedna z takich, jakich w Polsce było wiele. Kobiety brały na siebie ciężar odpowiedzialności za przetrwanie. A może ten ciężar był na nie nakładany...  Od wieków. Nazywa się to, że za mężczyzną zazwyczaj stoi kobieta, która go wspiera. Na szczęście zwyczaj palenia żon wraz ze zmarłymi mężami jakoś u nas się nie przyjął. Chociaż kto wie, może kiedyś do tego wrócimy...

Podobnych opowieści w Polsce nie brakuje. I wspomnieć trzeba matki, które poświęcają życie na wychowanie synów, a potem tracą ich na polach bitew. Mimo to wciąż kobiety w Polsce są obywatelami gorszej kategorii. No więc trzeba powiedzieć brutalnie: gdyby nie Polki, ich siła charakteru, odwaga i determinacja - Polaków jako naród już dawno spotkałby los ptaka dodo.

Drugą historię już kiedyś opisywałam: wyobraźcie sobie młodą kobietę, którą po śmierci męża w trakcie I wojny światowej wyrzucono z domu jak stała, z malutkim dzieckiem i starszą, schorowaną teściową. Odebrano jej cały majątek i kazano się cieszyć, że żyje. Ruszyła więc przed siebie i szła pieszo do domu brata, do Polski - przeszło 1200 (tysiąc dwieście...) kilometrów.

Podróż trwała dwa lata. Nigdy nie chciała mówić co działo się po drodze - a trwała wojna i nawet nie chcę sobie wyobrażać przez co przeszły. Kiedy osiadły u brata, zmuszona była iść do pracy (nie mogła znieść myśli, że żyje na łaskawym chlebie...), chociaż nigdy wcześniej nie musiała zarabiać na życie. Wcześniej bywalczyni teatrów i opery, została kucharką we dworze, bo innej pracy nie było. Potem wybuchła druga wojna, córka wyszła za mąż, za to zmarł brat i jego żona, zostawiając małe dzieci którymi trzeba się było zająć. Dla tych dzieci została w ZSRR (władze nie chciały zgodzić się na ich wyjazd) kiedy wojna się skończyła i zmieniły się granice. Córka z mężem wyjechali do Polski. Już nigdy nie mogły sobie darować tego, że żadna nie chciała ustąpić. Widziały się potem tylko raz. Ta kobieta to była moja prababcia.

Zawsze, kiedy dopada mnie czarny nastrój widzę je w drodze. Ile razy zauważam, że ktoś kogoś bezczelnie wykorzystuje (w tym mnie) - myślę o nich. Powtarzam sobie, że to wielkie szczęście, że mimo wszystko żyjemy w innych czasach. I mam nadzieję, że to się jednak nie zmieni.

Ten portret z lewej łamie mi serce: został narysowany przez wędrownego portrecistę. Pradziadek został dorysowany ze zdjęcia, póki żył nigdy nie zdążyli razem z dzieckiem się sfotografować.

Dwie kolejne historie może opowiem Wam za rok. A może ktoś z Was chce? 

Polskie losy... Poplątane przez burzliwą historię. Lata bez wojen dały nam długo wyczekiwaną szansę. Nie zmarnujmy tego. Nie skazujmy następnych pokoleń na losy naszych przodków! I szanujmy kobiety. Bez nich Polska już dawno przestałaby istnieć.

A na pytanie: "co baby mogą wiedzieć o walce?"* odpowiedź brzmi:

Wszystko.

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------

*z pozdrowieniami dla pewnego kolegi, który kiedyś zapytał

Joomla templates by a4joomla