paragraf-221x300 Wyjścia prywatne istnieją chyba tak długo jak i rynek pracy. Każdemu z nas zdarzyło się z pewnością zwolnić się na kilka godzin i biec załatwić własne sprawy, w tym urzędowe. Albo ratować mieszkanie kiedy sąsiad je zalewał. Albo być wezwanym do szkoły kiedy dziecko narozrabiało. Nie będę wymieniać wszystkich powodów, których nie można zlekceważyć i po prostu trzeba prosić szefa o możliwość wyjścia, bo nie ma innej możliwości. Co do zasady za czas nieprzepracowany (czyli czas wyjścia) wynagrodzenie nie przysługuje. To jest rzecz oczywista, chociaż Główny Inspektorat Pracy dopuszcza i inną możliwość.

W piśmie nr GPP-459-4560-80-1/10/PE/RP przedstawione zostało stanowisko w sprawie odpracowywania wyjść prywatnych. W dużym skrócie: żeby nie stracić finansowo na takim wyjściu trzeba mieć "górkę" z wcześniejszych nadgodzin albo odrobić ten czas w tym samym dniu. Ze względu na przekroczenie czasu pracy w kolejnym dniu próba odrobienia to będą już nadgodziny. Temat jest ładnie rozwinięty tutaj, więc może nie będę się powtarzać, sami poczytajcie.

Niemniej - chociaż się z tym wszystkim zgadzam - w zakresie dotyczącym korpusu służby cywilnej coś mi nie gra.

Istotną bowiem kwestią jest to, że nasze nadgodziny nie są płatne. Tym samym jeśli pracownik musi wybiec z pracy ratować dobytek przed zalaniem, to zostanie mu potrącone wynagrodzenie. I nawet gdyby nie wiem ile nadgodzin zrobił w dniach kolejnych, nie zostanie to uznane za odpracowanie a i za owe nagdodziny nikt mu nie zapłaci.

Kiedyś myślałam, że po to istnieje okres rozliczeniowy czasu pracy, żeby takich problemów jak wyżej nie było. Skoro w służbie cywilnej za nadgodziny pracownikom (bo urzędnicy mają nieco inaczej) przysługuje czas wolny w tym samym wymiarze, wydawałoby się, że wszystko się bilansuje. Zalało mnie w poniedziałek, w piątek odpracuję te dwie godziny spędzone pod prysznicem i z czasem pracy schodzę do zera...

Tymczasem okazuje się, że jestem w błędzie. Z tego co słyszę niektórych urzędach teraz jest tak, że po prostu potrąca się wynagrodzenie. Chyba że pracownik miał wcześniej jakieś nadgodziny albo wrócił odpracować ten czas w tym samym dniu. Problem w tym, że często do tej pracy potrzebuje komputera i sieci, a są dni przeznaczone na konserwację i różne takie; wtedy po południu system jest nieczynny i nasza przykładowa nieszczęsna, mokra ofiara zalewającego sąsiada wszystko co w danym dniu może zrobić to siedzieć i trzymać się za głowę. A kolejnego mogłaby normalnie pracować...

Ponieważ są sytuacje, w których powrót tego samego dnia jest zwyczajnie niemożliwy, myślę że parę osób już się przekonało że tego potrąconego wynagrodzenia - jeśli wskazanych wyżej warunków nie spełni - nijak nie może odzyskać.

Dlatego coś mi tu zdecydowanie nie pasuje... Myślę, że w tych przypadkach, kiedy nadgodziny nie są płatne należałoby doprecyzować kodeks pracy, żeby wprost umożliwiał odpracowanie prywatnych wyjść w tym samym okresie rozliczeniowym. W różnych urzędach przyjęto pewno różne rozwiązania, może w niektórych korzystne dla pracowników, może w innych nie. Sama jestem ciekawa jak to wygląda na szerszą skalę. W ilu urzędach na przykład obowiązuje równoważny czas pracy?

 

Joomla templates by a4joomla