...czyli kilka słów o społecznym zaufaniu

Trochę nietypowo dzisiaj, bo chodzi o nas jako społeczeństwo, a nie tylko o nas jako zawodową, urzędniczą grupę. Co nie znaczy, że nas nie dotyczy ten tekst - dotyczy jak najbardziej. Od jakiegoś czasu, a zwłaszcza w ostatnich dniach ze względu na różne "atrakcje" serwowane mi i najbliższym osobom z mojego otoczenia przez rozmaitych usługodawców, dręczy mnie mocno tytułowe pytanie: co się z nami stało?

 

Otóż przestaliśmy ufać innym w stopniu dużo wyższym niż dotąd - co jest zauważalne na każdym kroku. Nie winię tak całkiem nas (nas jako społeczeństwo) za to, wręcz przeciwnie. To po prostu musiało się stać. Ale w jakiejś części sami jesteśmy sobie winni.

Mimo ogólnej dostępności wszelkiej maści portali społecznościowych, mimo łatwiejszej niż dotąd możliwości komunikacji staliśmy się sobie bardzo obcy. I wobec siebie podejrzliwi. Ale czy można się temu dziwić?

Wystarczy poczytać sobie różne historie o ludziach "naciągniętych" przez oszustów wszelakiej maści. Ofiary są w różnym wieku, ale nie da się ukryć, że najwięcej oszukanych osób to ludzie starsi. Dlaczego?

Bo nauczeni są ufać innym, co dziś traktowane jest jako naiwność. Nauczeni są, że jeśli ktoś poświęca im swój czas (vide: telemarketerzy) to dlatego, że się o nich troszczy, a nie dlatego że dostanie prowizję. Stąd tak łatwo ich oszukać. Tylko zastanówmy się teraz, czy na pewno chcemy żyć w społeczeństwie, w którym człowiek mówiący nam "dzień dobry" oczekuje za to zapłaty?

Tak, wiem, wszyscy wiemy co jest tego przyczyną: kiedyś mówiło się, że najważniejszy jest klient. Ale to już przeszłość. Dzisiaj, szczególnie w wielkich korporacjach, nie klient jest ważny, tylko - jak to określiła koleżanka - "posłuszny konsument". Tak długo jesteśmy przydatni, jak długo mamy czym płacić. I nie "brykamy".

Przyznam, że wypowiedziałam ostatnio umowę jednemu z usługodawców (tak, usługodawców - bo tym właśnie dla mnie jest ta firma, a nie światłem mojego życia - za jakie najwyraźniej się uważa). Od momentu kiedy pismo z wypowiedzeniem wylądowało w firmie jestem nękana telefonami. Kiedy po którymś telefonie zaprotestowałam, usłyszałam: "takie są nasze procedury, stworzone dla podniesienia jakości usług". I od razu pojawił się wniosek; czy procedury są dla klienta czy klient dla procedur? Czy coś Wam to przypomina? No właśnie... Mam dziwne wrażenie, że firma robi wszystko, żeby kwestia tej umowy stała się dominującą w moim życiu. Nawiasem mówiąc, ciekawe co by się działo w mediach, gdyby jakiś urzędnik ze skarbówki systematycznie wydzwaniał do podatnika który się przeniósł pod inny adres z pytaniami dlaczego i dlaczego nie chce rozmawiać o tym i czy możemy coś zrobić żeby wrócił... A może jednak zmieni zdanie?

Nasze życie stało się bardzo szybkie. Ciągle nam się spieszy, uzależniamy się więc od dużych marketów gdzie wszystko jest w jednym miejscu. Łapiemy bez zastanowienia za gotowe półprodukty (albo i produkty), zachwalane nam reklamami na które idą grube pieniądze, a które to reklamy są jak krasnoludki (znaczy, o tych cudach co owe produkty robią słyszeli wszyscy tylko nikt ich nigdy nie widział). Uzależniamy się od wielkich korporacji, które bezlitośnie zabijają drobnych konkurentów i których głównym celem jest cięcie kosztów i maksymalizacja zysków. Czy ktoś z Was wierzy, że w tych korporacjach nie wiedzą w jakich warunkach, za jakie stawki i kto pracuje przy ich produkcji? A kogo to obchodzi? A zastanawiacie się czasem, jaki jest skład chemiczny tych półproduktów i produktów? Przynajmniej żywności? Czy skoro nikogo nie obchodzi los ludzi, którzy dla firmy pracują gdzieś na drugim końcu świata, jaka jest gwarancja, że obchodzi kogoś los konsumentów? Prędzej czy później przyjdzie nam za to zapłacić po raz drugi, nie tylko przy kasie.

W całym tym pędzie sami nie zauważamy, że zabijamy to co funkcjonowało setki lat. To się nie może dobrze skończyć. Zauważcie, że słowo "procedura" jest dzisiaj dużo częściej używane niż słowo "człowiek". I wcale nie tylko w urzędach (jak można wnioskować z medialnych różnych doniesień). Praktycznie wszędzie. Procedury odmóżdżają - ten wniosek można spotkać w wielu różnych mądrych wypowiedziach. Procedury na równi traktują ludzi i zasoby. Budujemy sobie świat, w którym wszystko będzie według standardów, spod linijki i jednolitego koloru szaroburego. Nudny, smutny i pusty świat, "ubarwiany" produktami które "musisz mieć". Lada chwila pojawi się ktoś, kto zechce kontolować, zunifikować i zestandaryzować nasze myśli... Żeby nie było oporów przy kupowaniu.

Znów miał być to całkiem inny tekst i całkiem co innego z tego wyszło... No cóż, lubię ludzi i boli mnie to co się dzieje. A jeszcze bardziej boli mnie to, że wbrew wychowaniu i charakterowi od jakiegoś czasu kiedy ktoś się do mnie uśmiechnie od razu budzi to we mnie nieufność: jaki ma w tym interes?

To jest straszne i nie umiem żyć w takim świecie. Nie potrafię się w nim odnaleźć. Nie wierzymy już nikomu i nie wierzymy w bezinteresowność. I w dodatku - sami to sobie zrobiliśmy, bo... pozwoliliśmy na to. Warto było?

 

Joomla templates by a4joomla