...sądowego wezwania

Od jakiegoś czasu śledziłam z zainteresowaniem informacje o doręczaniu przesyłek sądowo-prokuratorskich. Ot, tak, hobbystycznie, jako ciekawostkę. Dzisiaj kolega podesłał mi link do treści wystąpienia RPO do Ministra Sprawiedliwości w tej właśnie sprawie. Na odpowiedź pewnie przyjdzie poczekać. Gdyby ktoś jeszcze praktycznie nie przerabiał, to pozwolę sobie opowiedzieć co mnie spotkało w związku z otrzymaniem takiej przesyłki kilka dni temu...

Awizo znalazłam wetknięte w sztachety bramy przed moim domem. Zdaje się, że bardzo spostrzegawcza byłam, bo mąż kompletnie go nie zauważył. Szczęśliwie nie było też wiatru, więc udało mi się dowiedzieć, że mam przesyłkę do odebrania. W sąsiedniej wsi. Pod adresem który mi zupełnie nic nie mówił (co ciekawe, moja wieś jest siedzibą gminy, więc logicznie rozumując punkt powinien znajdować się raczej tutaj). No ale trudno - trzeba było jechać odebrać, nie wiedząc gdzie szukać wskazanej ulicy w tej sąsiedniej wsi (ciągnie się ta wieś na kilka stron a ja nigdy nie miałam orientacji w terenie) ufnie włączyłam GPS w telefonie. Po drodze rachunek sumienia - co też ta przesyłka może zawierać? Służbowo to raczej przychodzi na adres urzędu. Prywatnie - nie mam pojęcia... No i w gęstniejącej szarówce i zamyśleniu nie zauważyłam, że mnie ten drań GPS prowadzi na skróty. Polną drogą. Po glinie. Akurat jak mróz puścił.

Ponieważ akcja wykopywania skody z błota trochę trwała, wszyscy uczestnicy zabawy łącznie ze mną wyglądali jakby wpadli do mulistego stawu, a w końcu i tak dopiero traktor dał temu radę, przesyłki odebrać nie zdążyłam. Pojechałam więc następnego dnia, prosto z pracy (tym razem drogą dłuższą, ale za to stabilniejszą...). Rozglądałam się po okolicy, ale dopiero życzliwa podpowiedź mi pomogła namierzyć punkt wydawania przesyłek: 

"a wejdzie pani w to podwórko, za pijalnię i tam jest taki sklepik"

Panu sklepikarzowi numer dowodu musiałam podać. Koperty z sądową korespondencją leżały sobie na parapecie w sąsiedztwie artykułów spożywczych. Zabrałam swoją i okazało się, że jest to wezwanie do sądu w charakterze świadka. O tym, jak to wezwanie było napisane to może kiedy indziej. W każdym razie tylko dzięki temu, że użyto w wezwaniu słowa: "płatnik" domyśliłam się że chodzi o sprawę urzędową. Później okazało się, że sprzed co najmniej 5 lat jako że mogłam mieć z tym akurat przypadkiem do czynienia tylko w komórce w której pracowałam poprzednio. Jak się stawię w sądzie, to się może dowiem o co konkretnie chodzi, ponieważ, niestety, nie pamiętam tej sprawy kompletnie.

Ok, wystarczy.

Ale w pełni popieram to wystąpienie RPO. Samo zestawienie sądowej korespondencji z twarożkiem ze szczypiorkiem i dżemem truskawkowym jakoś nie koreluje ze zwrotem: "powaga sądu"... Ale może nie jestem obiektywna, bo glinę się ciężko zmywa z samochodu. Okropnie się maże...

 

 

Joomla templates by a4joomla